archiwum wolności

Mariusz Olbromski

Lubaczów w symbiozie z Przemyślem i Kresami

Lubaczów jest moim rodzinnym miastem, gdzie urodziłem się 7 IV 1955 roku, jednak się w nim nie wychowywałem. Rodzice w okresie stalinowskim jako absolwenci Wydziału Historii KUL – wysłani z Lubaczowa na studia przez aba Eugeniusza Baziaka – po powrocie do rodzinnego miasta zostali skierowani do pracy w szkole podstawowej na zapadłą wśród lasów i mokradeł wieś Załuże. Zrazu wszystko układało  się dobrze, wieś przyjęła życzliwie młodych nauczycieli. Po jednej lekcji historii o Powstaniu Warszawskim Ojciec został zwolniony z pracy, także Mama, która prowadziła bibliotekę szkolną. W czasach stalinowskiej biedy była to tragedia. Dopiero po 1956 roku po tzw. „polskim październiku”  Ojcu udało się znaleźć  pracę dla siebie i Mamy na tak zwanych Ziemiach Odzyskanych, w położonej w Kotlinie Kłodzkiej – Kudowie Zdroju. W pięknym kurorcie położonym w kotlinie wśród Gór Stołowych, do którego ściągnęli też po wojnie Kresowianie, Ojciec założył  Uniwersytet Powszechny.

Na organizowane przez niego wykłady i koncerty ściągali tłumnie kuracjusze i mieszkańcy Kudowy. Prelegentami byli naukowcy  z Uniwersytetu Wrocławskiego, w dużej mierze ze Lwowa i Kresów, pojawiały się także osoby z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Mimo powszechnego uznania dla tej działalności oraz osiągnięć w nauczaniu, najpierw w liceum, po siedmiu latach władze miasta podziękowały  Rodzicom za pracę. Przenieśli  się na Mazowsze, do małego Wyszogrodu nad Wisłą  w pobliżu Warszawy. Tam Ojciec założył Oddział Towarzystwa Naukowego Płockiego, który jako prezes prowadził społecznie przez 25 lat, organizując sesje naukowe, cykle wykładów i wystaw  m.in. o: Armii Krajowej,  Krzysztofie Kamilu Baczyńskim, Prezydencie RP Edwardzie Raczyńskim, w duchu nauczania swej macierzystej uczelni „Bogu i Ojczyźnie”. Założył też w pobliskim Czerwińsku przy Klasztorze Salezjanów oddział Polskiego Towarzystwa Historycz-nego, był jego prezesem. Doprowadził tam  m.in. do wydania pierwszej monografii czerwińskiej bazyliki z 1115 roku, jednego z najcenniejszych w kraju zabytku w stylu romańskim. Był też w Zarządzie Głównym Polskiego Towarzystwa Historycznego. Wciągu ćwierćwiecza Wyszogród i nasz dom przewinęły się setki najznamienitszych osób  ze świata kultury i nauki, głównie o nastawieniu niepodległościowym, związa-nych z ruchem katolickim. Ojciec był też inicjatorem (razem z kapitanem Żeglugi Wielkiej Antonim Tycem, kapitanem ORP „Garland” w Polskich Siłach na Zachodzie  powstania Muzeum Wisły Środkowej i  Ziemi Wyszogrodzkiej.

Piszę to krótkie wspomnienie, aby uzasadnić swe działania wynikające z tradycji rodzinnych. Wyniosłem z domu głębokie przekonanie  o imperatywie kształcenia społeczeństwa i potrzebie ciągłego oddziaływania na nie w duchu wskazywania prawdy historycznej, w duchu niepodległościowym, usilnego odnawiania wśród nowych pokoleń wiedzy o polskiej i europejskiej kulturze, naszej katolickiej duchowości. Ojciec mówił mi krótko „Przez wiedzę – do wolności!” Przyjeżdżając do Lubaczowa miałem za sobą nie tylko wiedzę wyniesioną z domu. Także zdobytą na dwóch uniwersytetach, a mianowicie  w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i Uniwersytecie Wrocławskim oraz ukończone dwa kierunki studiów humanistycznych: filologię klasyczną i polską. Także – jak wspomniałem – bagaż doświadczeń w zetknięciu z systemem totalitarnym, doświadczenia z walki z nim. We Wrocławiu w czasie studiów uczestniczyłem w alternatywnym ruchu kulturalnym. Między innymi w niezależnych spotkaniach samokształceniowych, na których w gronie wtajemniczonych, czytaliśmy i omawialiśmy książki  przemycone z Zachodu o treści antykomunistycznej. Toczyliśmy długie rozmowy, spory ideowe, dialogi o sztuce, filozofii i kulturze. Spotkania odbywały się w prywatnych pomieszczeniach, między innymi w mieszkaniu Aleksandra Gleigewychta, działacza Studenckiego Komitetu Solidarności we Wrocławiu, współpracownika KSS „KOR”, działacza NSZZ „Solidarność”. Pamiętam, że na jednym z nich omawialiśmy „Dzienniki” Witolda Gombrowicza, jego  twórczość. Spotykaliśmy się też w wilii Czartoryskch w Oborach Śląskich pod Wrocławiem.

Kiedy przyjechałem na dzisiejsze Podkarpacie, spotkania na „Strychu Kulturalnym” przypominały mi atmosferę tamtych wrocławskich i z miejsca pojąłem cel i ogromne znaczenie inicjatywy Marka Kuchcińskiego. W czasie studiów na filologii klasycznej przyjaźniłem się z Gustawem Czartoryskim, Wieśkiem Kęcikiem , wybitnym działaczem chłopskiej „Solidarności” , współpracownikiem KOR, który dostarczał mi do rozprowadzenia ulotki NSZZ „Solidarność”, a także nagrania na taśmach z pieśniami Jana Krzysztofa Kelusa i Jacka Kaczmarskiego. Co, oczywiście, czyniłem. Na polonistyce przyjaźniłem się i współdziałałem też z Romanem Kołakowskim, poetą i kompozytorem, działaczem Studenckiego Komitetu Solidarności, dziś legendarnym bardem drugiego obiegu, późniejszym twórcą ciekawego artystycznie Teatru Piosenki. Przyjaźń nasza przetrwała lata i kiedy byłem dyrektorem Muzeum A. i J. Iwaszkiewiczów w Stawisku, zapraszałem Kołakowskiego z żoną i jego teatrem na występy. We Wrocławiu uczestniczyłem też w ruchu „Pomarańczowej Alternatywy”, przyjaźniłem i blisko współpracowałem  z Waldkiem Frydrychem. Celem tego ruchu było ukazywanie absurdów systemu komunistycznego i ośmie-szanie go , ale tak, by nie łamać prawa. Posługiwaliśmy się często techniką groteski. Jednym z haseł było slogan malowany na ścianach: „Pomóż Milicji Obywatelskiej – pobij się sam!” Drugie studia – polonistyczne – kończyłem na własny rachunek. Nie chciałem obciążać ich kosztami Rodziców, a nie dostałem stypendium. Aby utrzymać się i móc się dalej uczyć podjąłem pracę  w Domu Dziecka w Małkowicach koło Wrocławia. Zaraz po strajkach i zarejestrowaniu NSZZ „ Solidarność ” założyłem w miejscu swej pracy i zostałem przewodniczącym Rady Zakładowej „NSZZ  „ Solidarność ”. Ze względu  na specyfikę miejsca zajmowałem się głównie zdobywaniem odzieży i żywności  dla sierot. W związku z tym po wprowadzeniu stanu wojennego nie zostałem aresztowany, także z uwagi na to, że moja działalność w środowisku studenckim nie została rozszyfrowana. Jednak pamiętam o północy 12/13 grudnia kołatanie do drzwi i wołanie pracowników Domu Dziecka, abym natychmiast uciekał,  bo jest stan wojenny. Nie zrobiłem tego, ale na wszelki wypadek wyniosłem kilka waliz książek z drugiego obiegu wydanych na Zachodzie i ulotek NSZZ  „ Solidarność”  do zaprzyjaźnionego księdza proboszcza w Małkowicach. Od władz lokalnych uzyskałem nawet przepustkę na Święta Bożego Narodzenia na wyjazd do Wyszogrodu, gdzie w domu rodzinnym zastałem ukrywającą się Annę Bogobowicz, siostrę Janusza Onyszkiewicza, rzecznika prasowego NSZZ „Solidarność” , który wtedy przebywał w więzieniu. Właśnie zmarła  w Lubaczowie moja Babcia Aniela Horoszczak i zostało wolne mieszkanie. Mieliśmy z żoną skończone studia i postanowiliśmy się przenieść do Lubaczowa, gdzie znaleźliśmy oboje pracę w tworzącym się muzeum, dziś Muzeum Kresów. Wkrótce po przybyciu nawiązałem kontakt z osobami podobnie jak ja myślącymi. Powstało grono, które zaczęło się spotykać w mieszkaniach prywatnych, ale najczęściej na plebanii parafii przy kościele Św.  Stanisława Męczennika u ks. proboszcza ks. Józefa Dudka, kapłana o otwartym umyśle i gorącym sercu. Z tych spotkań narodził się Klub Inteligencji Katolickiej, który został zarejestrowany w lipcu 1987 roku w Urzędzie Wojewódzkim w Przemyślu po długich, trwających ponad rok staraniach grupy osób – katolików świeckich – które stworzyły Komitet Założycielski. Trzeba wspomnieć, że Lubaczów był wówczas stolicą wygnanych ze Lwowa biskupów i zarazem centrum jedynej istniejącej części Archidiecezji Lwowskiej, która ocalała z dawnej Archidiecezji Lwowskiej, po jej likwidacji na terenie ZSRR. Po stronie PRL pozostało po 1945 roku zaledwie kilkanaście parafii, a sam Lubaczów liczył wówczas koło siedemnastu tysięcy mieszkańców. Przez prawie pół wieku w tym mieście trwali na modlitwie następcy ostatniego arcybiskupa wygnańca lwowskiego : Eugeniusza Baziaka, choć oficjalnie nie można było nawet tej nazwy używać w publikacjach. Powstanie zatem Klubu Inteligencji Katolickiej w tym miejscu było wydarzeniem  wyjątkowym. Zaraz po rozpoczęciu działania przez KIK podano o tym informację w wiadomościach Radia Wolna Europa. Niestety lubaczowski współpracownik RWE został wytropiony przez SB i popełnił samobójstwo. Fakt ten skłonił mnie do szczególnej ostrożności .Zaprzestałem przekazywania tekstów do Lublina do „Solidarności Lubelskiej”, gdzie drukowałem wiersze pod pseudonimem „Quidam”,  wyniosłem z domu książki z drugiego obiegu i pisma NSZZ „Solidarność”. Urwałem swoje kontakty ze środowiskiem wrocławskim. W rozmowach telefonicznych i w klubie ważyłem słowa.  Mimo tego, że KIK powstał  w małym mieście, rozwinął działalność  na bardzo szeroką skalę, na wzór innych, które już działały w Polsce, miały duży prestiż społeczny, skupiały wspaniałe osoby, zapisały ważną kartę w dziejach kraju. Współzałożycielami KIKu w Lubaczowie i jego członkami byli, między innymi żołnierze podziemia z okresu II wojny światowej i okresu  powojennego, a także działacze NSZZ „Solidar-ność” : Adam Kantor, więzień czasów stalinowskich, Zdzisław Zathey, dowódca AK w Lubaczowie, więzień czasów stalinowskich,  Jerzy Czekalski, działacz NSZZ „Solidarność”, więzień okresu stanu wojennego, Adam Słomiany, działacz podziemnej „Solidarności”. Do KIKu w Lubaczowie wpisało się  43 osoby. Skupiał on grono osób przeważnie z wyższym wykształceniem o różnych zainteresowaniach, choć przeważały artystyczne i naukowe, regionalne. Wszyscy byli oczywiście wierzącymi katolikami, dążącymi do poszerzenia swej wiedzy biblijnej i duchowości. Zostałem wybrany prezesem tego klubu i pełniłem tę funkcję nieprzerwanie przez okres 10 lat, nawet gdy po 1990 roku przeniosłem się do Przemyśla w związku z podjęciem pracy dyrektora Wydziału Kultury, Sportu i Turystyki w Urzędzie Wojewódzkim, desygnowany na to stanowisko przez siły solidarnościowe.

Przez 10 lat KIK prowadził bardzo intensywną pracę, organizował szereg ważnych dla kultury chrześcijańskiej i budowania świadomości obywatelskiej inicjatyw. Bez wątpienia przyczynił się do odnowienia pamięci o dziejach i tradycji Archidiecezji Lwowskiej, ożywienia nie tylko w Lubaczowie, ale i w całej Polsce zainteresowania tą tematyką. Także do przygotowania społeczeństwa do historycznej wizyty Jana Pawła II w czerwcu 1991 roku w tym mieście. W czasie tej pielgrzymki Ojca Świętego do prastarej Archidiecezji Lwowskiej wszyscy członkowie KIK brali udział w intensywnych przygotowaniach, uczestniczyli czynnie w Mszy św na lubaczowskich błoniach. Wcześniej do Lubaczowa zaczęli przyjeżdżać na organizowane przez KIK wydarzenia luminarze kultury i wybitni przedstawiciele nauki chrześcijańskiej z całego kraju, dawni Lwowianie i Kresowiacy, znakomici artyści, ale także działacze opozycji niepodległościowej. We wspomnianym okresie zorganizowane zostało 10 Tygodni Kultury Chrześcijańskiej o bardzo bogatym programie religijnym, naukowym i ideowym. W opracowaniu programów ogromne decydujące znacznie miała pomoc JE. ks. bpa prof. Mariana Jaworskiego, wówczas rektora Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, jednego z najbliższych przyjaciół i współpracowników Jana Pawła II. Korzystałem wówczas też z szerokich kontaktów i doświadczeń mego Ojca ze środowiskami intelektualnymi w kraju.Co roku Tygodnie Kultury Chrześcijańskiej organizowaliśmy w listopadzie, aby umożliwić też obchody kolejnej rocznicy odzyskania Niepodległości 11 listopada 1918 roku. Tego dnia odbywała się zawsze uroczysta Msza św. za Ojczyznę oraz okolicznościo-we wykłady i koncerty. Każdy z Tygodni Kultury Chrześcijańskiej miał osobny temat przewodni i oczywiście głęboki wymiar religijny, naukowy i artystyczny. Oprócz Tygodni Kultury Chrześcijańskiej odbywały się osobne, ciekawe i liczne spotkania otwarte. W ciągu pierwszych 10 lat istnienia KIKu zorganizowano łączenie: 20 koncertów muzycznych, 22 spotkania literackie, 17 przedstawień teatralnych, 10 pokazów filmowych, 8 wystaw. Na spotkania było zaproszonych  wiele osób związanych z opozycją solidarnościową i niepodległościową. Wśród nich, między innymi: Zbigniew Strzałkowski, działacz podziemia solidarnościowego z Lublina, który zaprezentował swą wystawę exlibrisów. Także poeta Wiktor Woroszylski, związany z opozycją, współpracownik KSS KOR, który miał świetny wieczór autorski. Również prof. Krzysztof Dybciak z KUL-u, który przedstawił wykład o dziejach literatury polskiej na emigracji. Na naszych spotkaniach wykłady mieli również: redaktor „Więzi” Zdzisław Szpakowski i prezes KIK w Krakowie Marcin Król, dawniej związani z Towarzystwem Kursów Latających. Z kolei wspomniany już  Zdzisław Zathey z Lubaczowa po raz pierwszy po wojnie publicznie mówił do wielkiego grona słuchaczy na temat „Dzieje Armii Krajowej na terenie Ziemi Lubaczowskiej” oraz na temat „Akcja „Burza” na trenie Ziemi Lubaczowskiej”. To tylko niektóre przykłady, bo w zasadzie cały program działalności KIK był wówczas budowany w oparciu o osoby będące w jawnej lub ukrytej opozycji wobec istniejącego systemu politycznego. W celu integracji klubu odbywały się również spotkania wewnętrzne, włączaliśmy się też aktywnie we wszystkie wydarzenia o charakterze religijnym  mieście i okolicy. Naszą tradycją też  stały się też spotkania opłatkowe. Na jeden z nich postanowiłem zaprosić działaczy NSZZ „Solidarność” internowanych w czasie stanu wojennego, aby dać im możliwość spotkania i integrować środowisko niepodległościowe. Przybyło kilkadziesiąt osób. Popełniłem błąd, bo pocztą rozesłałem zaproszenia. Wkrótce dostałem powołanie do wojska na kilkumiesięczne ćwiczenia wojskowe, na poligon na Ziemiach Zachodnich, w Żarach. Pomogli mi wówczas lubaczowscy lekarze, którzy położyli mnie do szpitala, symulowali leczenie na wrzody dwunastnicy. Na spotkanie opłatkowe z udziałem J.E. ks. Mariana Jaworskiego i wspomnianych działaczy NSZ „Solidarność” dostałem od nich kilkugodzinną przepustkę i uczestniczyłem w tym wydarzeniu. Zabierałem głos, śpiewaliśmy kolędy.  Kiedy po wyjściu ze szpitala wróciłem do domu i wszedłem do wanny, aby zmyć specyficzny zapach szpitalny, do drzwi zastukał uzbrojony patrol Żandarmerii Wojskowej. Przyszli, aby mnie aresztować i zawieść  do szpitala wojskowego w Jarosławiu. Miałem tam zostać przebadany czy faktycznie jestem chory. Wówczas żona, która wyszła, aby otworzyć drzwi, z kilkumiesięcznym, płaczącym dzieckiem na ręku podniosła lament, że jestem chuliganem i pijakiem, że ją pobiłem i że się rozwodzimy.Że nie ma mnie w domu i nie wie, gdzie jestem. Żandarmi przeszukali mieszkanie, ale na szczęście nie zajrzeli do łazienki. I wyszli. Postanowiłem wówczas, że w swych działaniach będę jeszcze bardziej uważny. Piszę o tym epizodzie, aby oddać atmosferę tamtych lat.

Warto podkreślić, że na w organizowanych przez KIK różnego rodzaju spotkaniach uczestniczyły często tłumy mieszkańców miasta, zatem nie miały one charakteru elitarnego. Pracę KIKu w tym okresie szczegółowo przedstawia publikacja „10 lat Klubu Inteligencji Katolickiej w Lubaczowie 1987-1997”, wydana w małym nakładzie przez Klub Inteligencji Katolickiej w Lubaczowie ze wstępem i błogosławieństwem prof. Mariana Jaworskiego, metropolity lwowskiego. Działalność KIK służyła też mobilizacji społeczeństwa dla pracy obywatelskiej i niepodległościowej. Sprawdziło się to szczególnie w okresie czerwcowych wyborów do parlamentu w 1989 roku. Gdy 7 kwietnia 1989 r. Krajowa Komisja Wykonawcza NSZZ „S” uchwaliła, że „Solidarność” przystępuje do wyborów, zlecając przeprowadzenie kampanii wyborczej Komitetowi Obywatelskiemu przy Przewodniczącym  Lechu Wałęsie, a w Lubaczowie już trzy dni później powstał Komitet Obywatelski „NSZZ Solidarność”. Zawiązał się on w czasie spotkania członków KIK  i grupy osób z miasta na plebanii u asystenta kościelnego KIKu ks. proboszcza Józefa Dudka. Przewodniczącym Komitetu zostałem ja, a w skład jego weszło jeszcze czterech członków KIKu, a zarazem działaczy zbrojnego podziemia i Solidarności: Zdzisław Zathey, Adam Słomiany, Adam Kantor, Jerzy Czekalski. Spoza KIKu sekretarzem został Wiesław Bek – w okresie studenckim członek krakowskiego Studenckiego Komitetu Solidarności oraz Mieczysław Argasiński – członek Solidarności. Komitet wkrótce poszerzył swój skład o osoby z terenu i objął swym działaniem obszar powiatu lubaczowskiego. Siedzibą KO NSZZ „Solidarność” stał się  lokal KIKu. Klub oddał dla jego potrzeb całą swą infrastrukturę:  środki łączności, papier, maszyny do pisania, środki piśmiennicze i wszystko, co było niezbędne do działania KO „S”.  Do intensywnej pracy w KO „Solidarność” włączyli się prawie wszyscy członkowie KIK. Na terenie Ziemi Lubaczowskiej wybory wygrali zdecydowanie kandydaci do parlamentu z NSZZ „Solidarność”. Po wyborach do parlamentu nastąpiły zmiany we władzach wojewódzkich w Przemyślu. Wojewodą z ramienia „NSZZ Solidarność” został Jan Musiał, a mnie poproszono aby został dyrektorem Wydziału Kultury, Sportu i Turystyki. Wkroczyłem do Urzędu Wojewódzkiego jako jeden z pierwszych z  Solidarności. Nie znałem miasta ani ludzi, także istniejących w nim relacji społecznych. Jednym z najważniejszych środowisk, z jakim wówczas nawiązałem bliższy i stały kontakt, był zespół osób ze „Strychu Kulturalnego” Marka Kuchcińskiego. Prawdę pisząc byłem zaskoczony organizacją i wysokim poziomem intelektualnym rozmów, które tam się toczyły. Brałem w nich udział z coraz większym zainteresowaniem. Zawdzięczam też temu środowisku też wsparcie moich działań jako prezesa KIKu w Lubaczowie. I tak na przykład po mojej rozmowie z Markiem Kuchcińskim do Lubaczowa przyjechał w 1990 rzeźbiarz Edward Robinson z Oxfor-du, który miał spotkanie autorskie i wystawę, a rok później odbył się koncert orkiestry kameralnej z Zespołu Szkół Muzycznych i Orkiestry Zespołu Szkół Muzycznych pod dyrekcją Marka Zazuli, stałego bywalca spotkań strychowych. Oprócz udziału w dyskusjach i innych wydarzeniach tego środowiska jako dyrektor Wydziału Kultury, Sportu i Turystyki wsparłem finansowo wydanie numeru „Strychu Kulturalnego”, a także książki Marii Ryzner o Sybirakach wydanej przez Przemyskie Towarzystwo Kulturalne. Publikowałem też w „Strychu Kulturalnym”. Przyznaję, że początkowo nie byłem przygotowany do pełnienia funkcji administracyjnych. Nie miałem też przyzwoitych warunków mieszkaniowych. Prawie przez rok mieszkałem w małym pokoju hotelowym Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej, w obecnym budynku Muzeum Archidiecezji Przemyskiej. W Lubaczowie zostawiłem samą żonę w ciąży z dwojgiem małych synków. Wszystkiego musiałem się szybko uczyć, włożyłem w to sporo energii i zapału. Pracowałem często po kilkanaście godzin, starając się szybko poznawać instytucje i organizacje kulturalne oraz sportowe i turystyczne w Przemyślu oraz na terenie województwa. Byłem jedynym z dyrektorów w skali Polski, który mimo zmieniających się układów politycznych utrzymał się na tym stanowisku bez przerwy, aż do przemiany struktur wojewódzkich, stopniowo prowadząc do zmiany profilu działalności instytucji i zmiany kadry kierowniczej, wywodzącej się z dawnego układu  komunistycznego. Prowadzone w latach 90-tych przez Ministerstwo Kultury badania  wykazywały, że w sferze kultury jedno z najbiedniejszych województw w kraju, jakim było przemyskie, rozwija się najlepiej. Do znaczących osiągnięć w tym czasie należy zakończenie remontu na Zamku Kazimierzowskim w Przemyślu, (trwał przez 25 lat), oddanie go do użytku, osadzenie tam Teatru Fredreum. Powołanie Zakładu Fizjografii i Arboretum w Bolestraszycach jako wojewódzkiej instytucji kultury, co umożliwiło dalszy rozwój tej placówki, dotychczas prowadzonej społecznie. Byłem jednym z inicjatorów powołania Wyższej Szkoły Wschodnioeuropejskiej w Przemyślu. Utworzenie uczelni umożliwiło wcześniejsze powołanie przeze mnie instytucji kultury i wyremontowanie będącego w ruinie zamku na Bakończycach. W tym okresie wydział, którym kierowałem zainicjował bądź wspierał  wiele nowych o wydarzeń kulturalnych o charakterze chrześcijańskim i znaczeniu ogólnopolskim, takich jak: Dni Muzyki Oratoryjno-kantatowej w Przemyślu, Festiwal „Pieśń naszych korzeni” w Jarosławiu, Festiwal Muzyki Religijnej w Lubaczowie, by wymienić tylko kilka, a było ich więcej. Często wojewoda Jan Musiał powierzał mi szczególnie trudne zadania. Na przykład w złożonej sytuacji społecznej i konfliktu o Karmel w czasie wizyty Ojca Świętego Jana Pawła II byłem rzecznikiem prasowym zarówno urzędu wojewódzkiego, jak i kurii rzymsko-katolickiej. Szczególnym osiągnięciem daleko wykraczającym poza moje służbowe obowiązki było wspieranie środowisk polskich za wschodnią granicą przy równoczesnych próbach budowania współpracy od podstaw z instytucjami nowego państwa ukraińskiego. Korzystałem w tych kwestiach ze swojej wiedzy i doświadczeń lubaczowskich  Byłem inicjatorem i bezpośrednim organizatorem I Festiwalu Kultury Polskiej w Tarnopolu już w maju 1991, połączonego z targami rolniczymi. Wówczas przełomowego i bardzo udanego przedsięwzięcia. Także inicjatorem i współorganizatorem Festiwali Kultury Polskiej we Lwowie (cztery edycje) – przedsięwzięć z udziałem setek artystów polskich z obu stron granic, Konkursów Literackich dla Polaków na Ukrainie im. Kazimierza Wierzyńskiego ( sześć edycji), Dni Zbigniewa Herberta we Lwowie, Dni Franciszka Karpińskiego w Kołomyi i Stanisławowie (Iwanofrankiwsku), Dialogu Dwóch Kultur w Krzemieńcu ( dotychczas te spotkania są przeze mnie współorganizowane – XXII edycje).Brałem udział w rozmowach polsko-ukraińskich na temat odrestaurowania dworku Słowackich w Krzemieńcu i współpracowałem przy utworzeniu tam Muzeum Juliusza Słowackiego. O tych wydarzeniach pisze ciekawie między innymi ks. Tadeusz Pater w swej ciekawej książce „Listach o Kresach Południowo-wschodnich”, wydanych w Krakowie w 2006 r. Wydział, który kierowałem wspierał też od początku lat 90-tych powstawanie Towarzystw Kultury Polskiej w wielu miastach na terenie Zachodniej Ukrainy. Wspomagał wydawanie „Gazety Lwowskiej”, a następnie „ Lwowskich Spotkań”. Byłem zresztą jednym ze społecznych redaktorów tych periodyków, drukowanych w Przemyślu i przewożonych autobusami do Lwowa przez Bożenę Rafalską, redaktor naczelną. Moja działalność kulturotwórcza zmieniła się po przemianach administracyjnych w kraju, na skutek których województwo przemyskie przestało istnieć w 1998 roku. Była inna, ale to już nowa historia.  

Mariusz Olbromski                                           

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przejdź do treści