archiwum wolności

Andrzej Mazur

Marzec 1968, Przemyśl

Wstęp

W marcu 2008 roku Prezydent Lech Kaczyński zorganizował obchody 40-lecia Marca 1968. Wśród zaproszonych specjalnie na tę uroczystość 100 osób z całego świata aż trzy były z Przemyśla. Zen Damian Zegarski, Wojciech Lach i moja skromna osoba – organizatorzy protestów młodzieżowych popierających warszawskich studentów.  Więc Przemyśl był wyjątkowo honorowany. Jednocześnie okazało się, że byłem najmłodszym organizatorem Marca w całej Polsce. Lech Kaczyński dowiedziawszy się, że miałem wtedy 16 lat, nie za bardzo mógł uwierzyć i tylko kręcił z niedowierzaniem głową.  W samym sprawozdaniu z uroczystości w Narodowym Banku Polskim w przeddzień obchodów w Pałacu Prezydenckim, moja fotografia, na której wita mnie Prezes NBP Sławomir Skrzypek, jest na samej górze specjalnego wydania „Rzeczpospolitej”. A poniżej tuzy opozycji demokratycznej PRL, jak mecenas Szczuka, Jan Lityński, Jacek Kleyff i inni.

Fakty podane wyżej, nieznane szerokiej publiczności, są zasadniczym dowodem na trafność decyzji PTK o utworzeniu takiego portalu.

Zaproszenie aż trzech Przemyślan na uroczystości świadczy o wysokiej randze miasta na mapie sprzeciwu i protestu wobec komunistycznej cenzury w okresie PRL.

O potrzebie dokumentacji

Pomysł udokumentowania działań obywatelskich w Przemyślu 1967-1997 oceniam jako wyjątkowo pożyteczny.  Lata do 1989 charakteryzowały się bowiem cenzurą polityczną będącą nieodłączną cechą ustroju tzw. realnego socjalizmu. I wszelkie informacje o działaniach obywatelskich lub alternatywnych były w ówczesnych mediach blokowane.

Dzisiaj w wolnej Polsce nie mamy takich blokad i działania dokumentacyjne powinny być prowadzone przy wsparciu Instytutu Pamięci Narodowej w Rzeszowie, Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Przemyślu i innych placówek badawczych, jak Uniwersytet Rzeszowski, i instytucji państwa działających pro memoriam.

Najlepszy przykład stanowi postać śp. Ryszarda Siwca, o którego bohaterskim akcie w sierpniu 1968, będącym sprzeciwem wobec wkroczenia wojsk polskich do Czechosłowacji, dowiedzieliśmy się już w demokratycznej Polsce.

Oddanie sprawiedliwości wielu cichym bohaterom, sprzeciwiającym się absurdom ówczesnego ustroju, inicjującym działania poza cenzurą, i narażającym przez to swoją przyszłość, powinno być kolejnym motywem dokumentacji. 

W świetle bowiem dzisiejszej wiedzy naukowej Polska Rzeczpospolita Ludowa okazała się bankrutem finansowym, co jako pierwszy zauważył chyba prof. Krzysztof Rybiński na swoim blogu na Salon24.pl w latach 2015-2016, a obecnie jest już w Wikipedii.pl.

I co wynika logicznie z powyższego akapitu – wszyscy sprzeciwiający się nieskutecznej polityce władz PRL – mieli rację.   

Dalej, potrzeba takiej dokumentacji wynika z przedziwnej „luki narracyjnej”, jaką obserwujemy, jeśli idzie o Marzec ‘68. Mimo że IPN podał, że największa zadyma była w Gdańsku, a czołówkę tworzyła młodzież pochodzenia robotniczego, bez przerwy lansuje się tezę o Warszawie z tłem w postaci rozgrywek frakcyjnych w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Teza ta sprowadza się do tego, czy się to komu podoba, czy nie, że w PRL wszystko byłoby w porządku, gdyby jedna frakcja drugiej nie sypała piasku w tryby. Czyli do bezpłodnego analizowania „kierowniczej roli partii”, „dyktatury proletariatu” i „demokracji socjalistycznej”.

Tymczasem każdy zdrowy protest w okresie PRL był przeciwko kierowniczej roli PZPR i dyktaturze proletariatu, czyli przeciwko przejęciu państwa i życia społecznego /instytucji, organizacji, stowarzyszeń, też młodzieżowych/ przez facetów i kobiety z „czerwonymi legitymacjami”. 

Tak więc dziwna koncentracja na dziejach PZPR i jej frakcjach przesłania właściwą historię Marca ’68: miasta, ludzie, organizatorzy, ilość przesłuchań, aresztowań, wydaleń etc. No i główny cel: pokazanie żółtej kartki komunistycznej cenzurze i obrona strajkujących i protestujących studentów.     

Abstrakcyjne i nienaukowe rozważanie „kierowniczej roli partii” i jej frakcji prowadzi do alienacji obserwatora wydarzeń: tak jakby rzeczywiście nie zdjęto z afisza „Dziadów” w warszawskim teatrze, w Krakowie na zginął Staszek Pyjas, w Grudniu 1970 nie sprowokowano awantury, wprowadzając przed Świętami podwyżki, a najpóźniej w marcu 1980 roku nie wiedziano z przecieków, że dług PRL w stosunku do banków zachodnich wynosi 20 mld dolarów.

Tak jakby partia PZPR miała jakiś kamień filozoficzny wiedzy o naturze i społeczeństwie. Nie było takiego kamienia, były ciągłe braki papieru toaletowego, kolejki, cenzura tekstów piosenek, prasy, spektakli teatralnych, a nawet głupich zaproszeń na byle konferencje w byle jakiej organizacji. Co dziś drukuje się na drukarce komputerowej w ilości dowolnej.   

Wiek XXI: Cywilizacja Mr Smartfon i lata 60. XX wieku: Rewolucja Młodzieżowa

Rzeczą zasadniczą, w zasadzie metodologią pisania tekstów o tamtych czasach jest zauważenie różnic cywilizacyjnych.

Dzisiaj żyjemy w świecie globalnej informacji i sieci Internet, w którym poczta do Stanów Zjednoczonych idzie kilka sekund. 50 lat temu poczta taka szła miesiąc, o ile wysyłało się ją drogą morską przez MS „Batory” albo ponad tydzień, jeśli pocztą zwykłą. Telewizja otrzymała pełny zasięg w Przemyślu dopiero na przełomie lat 60. i 70. po wybudowaniu wieży telewizyjnej niedaleko Tatarskiej Góry, więc wydarzenia z tamtych lat rzadko kto dokumentował, chyba że miał zacięcie fotograficzne. Albo był dziennikarzem. Dlatego opieranie się na własnej pamięci jest bardzo zawodne. I piszę to z całą świadomością, po napisaniu kilku tysięcy artykułów, wzmianek, postów, notek, w prasie drukowanej i Internecie. Pamięć jest zawodna, dlatego należy opierać się wyłącznie na danych pewnych, które inni uczestnicy danego wydarzenia mogą łatwo zweryfikować, nieraz poprawić, dodać od siebie uzupełnienia.

Nie jest rzeczą zrozumiałą też, dlaczego dopiero w 2008 roku, a więc prawie dwie dekady po odzyskaniu niepodległości, zorganizowano centralne obchody Marca ‘68. Fakt ten jednak jest poza zasięgiem niniejszego portalu, jego organizatorów i jego uczestników. Jednak dzięki rzeszowskiemu IPN mamy już ogólne dane o przebiegu Marca ’68 w Przemyślu. Suche, bo suche, niewielkie, bo niewielkie, ale uzupełniają naszą pamięć o tamtych dniach i korygują nasze zdanie.

Co do Marca w Przemyślu, należy zauważyć, że była to spontaniczna akcja, improwizowana, młodzieżowa, sprzeciw o charakterze kulturowym, cywilizacyjnym. Poparcie protestujących przeciw cenzurze studentów warszawskich. Nic więcej. Nie była to akcja polityczna ludzi dorosłych, przygotowana organizacyjnie z wymogiem dokumentacji fotograficznej i innej, obliczona na polityczny zysk, polityczny poklask czy wyrobienie sobie pozycji w społeczeństwie.

Marzec 1968, Przemyśl: na Kazimierzowskiej podchodzi do mnie Zenek Zegar i… 

mówi: „Andrzej, może byś zorganizował jakąś formę protestu?”. Mniej więcej taka była rozmowa.

Zenek chyba wiedział, że ja i inne chłopaki, fani zespołów bigbitowych spotykaliśmy się w klubie nad Sanem w tzw. Domu Harcerza – Młodzieżowym Domu Kultury.

Wtedy pamiętam słuchaliśmy z taśm magnetofonowych nagrań Jimmiego Hendrixa, na mnie szczególne wrażenie zrobił wtedy utwór „Foxy Lady”, który przypominał mi trochę rżnięcie na basetlach i skrzypach naszych zakopiańskich górali.

Grałem wtedy w przemyskich zespołach bigbitowych na perkusji, w 1968 chyba w zespole Omen, który zdobył I nagrodę na Festiwalu Polski Południowo-Wschodniej w Sanoku. Albo ze śp. Zbyszkiem Grygusiem /piano/ i Wackiem Pudłockim /bas/ w oficerskim kasynie „Granica” na dancingach. Graliśmy tam bigbit i rock and roll i ówczesne przeboje, na zmianę z chłopakami z wojska, a „dowodził” nami sympatyczny sierżant.  

Piszę to też dlatego, że którejś soboty lub niedzieli, kiedy były ubawy i dancingi we wszystkich klubach i restauracjach,  rozchorował się panu sierżantowi perkusista wojskowy i przyjechał gazikiem po nas do „Domu Harcerza”, żeby ich zastąpić na estradzie. Graliśmy na scenie z Wackiem Pudłockim i Andrzejem Pelcem /organy/ do tańca, a naszym popisowym kawałkiem był ciężki blues Otisa Redinga „Down in the Valley”. Oj było wesoło!

Piszę to dla Czytelników celowo, podkreślając fakt, że nie byliśmy z ówczesną władzą na bakier, a wręcz odwrotnie – graliśmy w wojskowym kasynie całkiem udanie. A zaprzyjaźniony z nami perkusista z zespołu wojskowego w „Granicy” malował paznokcie dla fasonu, więc był swój człowiek. Wracam do Zenka i klubu nad Sanem. Protest odbył się 12 marca. Możliwe więc, że 10 marca na spotkaniu klubowym, na którym słuchaliśmy muzyki z taśm, zaproponowałem taki wiec protestacyjny, razem ustaliliśmy miejsce protestu – pomnik Adama Mickiewicza w rynku i formę: zapalenie pamiątkowych świeczek. W świeczki każdy zaopatrzyć miał się sam. Umówiona była godzina, chyba 17.00 pod pomnikiem. Mieliśmy przejść od „Domu Harcerza” przez most na Sanie pod pomnik, zapalić świeczki i się rozejść.

Oprócz mnie w organizacji wiecu młodzieży klubowej z “Domu Harcerza” brali aktywny udział m.in. Wojtek Lach i Janek „Niuniu” Kinasz. „Niunia” Kinasza pamiętam bardziej bo już po całych wydarzeniach kiedy byłem przesłuchiwany na komendzie milicji na ulicy 1 Maja,  nagle funkcjonariusze dowieźli Niunia na przesłuchanie. Pamiętam również kolegę Staszka Larego.
https://www.academia.edu/2049920/Marzec_1968_w_wojew%C3%B3dztwie_rzeszowskim

(Bogusław Kleszczyński, Marzec 1968 w województwie rzeszowskim, strona 2-4)

A teraz i o samym przesłuchaniu.  I ten niegodny dżentelmena tryb przesłuchań…

Po raz pierwszy ujawniam niektóre szczegóły przesłuchania, jakiemu poddano mnie – 16-letniego chłopaka – ucznia przemyskiej szkoły zawodowej, perkusisty zespołów bigbitowych na komendzie milicji obywatelskiej na ulicy 1 Maja /obecnie Dworskiego/.  

Autorem przesłuchania, chyba w stopniu jakiegoś oficera esbecji, był szalenie popularny na ówczesnym przemyskim deptaku, czyli ulicy Franciszkańskiej, miły postawny blondyn, o którym mówiło się, że był członkiem Komitetu Rodzicielskiego Liceum im. Juliusza Słowackiego. Ten sympatyczny człowiek również i we mnie wzbudzał sympatię na deptaku swoim miłym uśmiechem, kłaniał się wszystkim. Odwzajemniałem te jego ukłony dla wszystkich, równie miłym uśmiechem i aprobatą.

Fakt znalezienia się nagle w pokoju przesłuchań jak w powieściach Agaty Christie: paliła się tylko jedna lampka na biurku, facet siedział z założoną nogą na nogę, zrobił na mnie niezłe wrażenie. Mówiąc językiem dzisiejszym: poczułem się jak w Matriksie. Po chyba godzinie przesłuchania, którego celem było wydobycie ze mnie nazwisk organizatorów wiecu pod pomnikiem Adama Mickiewicza, sympatyczny „blondyn”, powszechnie kojarzony jako przyjaciel młodzieży, zaproponował, że jeśli nie ujawnię nazwisk, zwolnią moją matkę z pracy.

Akurat tak się złożyło, że moja matka miała ówcześnie mało płatne stanowisko i groziło to, co tutaj dużo mówić, możliwym głodem i innymi komplikacjami. Ten szantaż, niegodny dżentelmena, był mimo wszystko numerem dwa repertuaru przyjemniaczka z deptaku.

Numerem jeden – co zauważyłem ze zdziwieniem – był błysk nienawiści w jego oczach. Nie kłamię, nie mam żadnego powodu, aby kłamać. Było to dla mnie zaskoczenie: zobaczyłem klasową nienawiść esbeka do 16-letniego chłopaka, przemyskiego perkusisty. Mającego zerowe polityczne znaczenie. Od tej pory dałem sobie spokój z bełkotem o socjalizmie, kierowniczej roli partii, i tym podobnych dyrdymałach. Doszedłem do wniosku, że są to oszuści.

I niestety Szanowni Czytelnicy – był donos…

Zanim wyszedłem na protest wczesnym popołudniem 12 marca do „Domu Harcerza”, dowiedziałem się, że ktoś nas zdradził. Przyjaciel powiedział mi: „Andrzej, nie idź, wiedzą o was wszystko”.  Nawet na torturach nie powiem dzisiaj, kto to był. Pisząc to, myślę, że kto wie, może człowiek żyje i ćwiczy się po to, żeby nie zdradzić przyjaciół?

Było już za późno, żeby odwołać wiec. Nie mogłem też nagle „zachorować”, bo byłbym posądzony o prowokację. Nie mogłem odwołać wiecu, powołując się na ostrzeżenie, gdyż dopiero wtedy mogłyby szaleć komuchy, i wiele osób mogłoby ponieść konsekwencje zawodowe. Nie mogłem też zrobić uniku w stosunku do kolegów, gdyż sam zaproponowałem wiec i byłoby postawą niehonorową zrejterować. Postanowiłem wziąć udział bez względu na konsekwencje.

Po latach można postawić jednak wiele wniosków

To nie był dobry ustrój, skoro władza i jej informatorzy bali się młodzieży słuchającej w klubie na magnetofonie, w końcu klubie państwowym, muzyki młodzieżowej. Wtedy popularnego Jimmiego Hendrixa.

I cóż to za szkodliwość społeczna, że kilkunastu, prawie czy ponad 20 chłopaków zapaliło świeczki pod Pomnikiem Wieszcza? Zadając jak gdyby nieme pytanie: A cóż to szkodzą wiersze z XIX wieku Wielkiego Romantyka?  A któż to się boi poetów mocium panie? Hm…?

Młodzież, Romantycy i Rewolucja

W wywiadzie dla Rafała Maślanki dla włocławskiego „Pulsu Regionu” w marcu 2008 powiedziałem, że komunę skończył Marzec, nie Sierpień – gdyż młodzież zanegowała kierowniczą rolę partii. I partia nie mogła już liczyć na przedłużenie swojej formacji w kolejnych pokoleniach.

Partia nie zdała egzaminu: nie została przyjacielem młodzieży.

Idąc na szerokie wody, można przywołać postać Przyjaciela Ludu z okresu Wielkiej Rewolucji Francuskiej, dr. Jean-PaulMarata, oględnego, ale i rozliczającego nawet słynnego Lavoisiera za wydanie potężnej sumy z publicznych podatków na ogrodzenie Paryża murem: „Lavoisier, będziesz wisiał”.

Czy Nieprzekupnego „górala” jakobina Maximilien de Robespierre’a, którego marzeniem było, żeby sprawiedliwa dla obywateli Francja została ozdobą kosmosu.

Polska Zjednoczona Partia Robotnicza nie została ozdobą kosmosu.  

Link do dokumentacji 40. rocznicy Marca 1968 dziennika „Rzeczpospolita”

https://archiwum.rp.pl/artykul/757601-Pamiec-o-zrywie-inteligencji.htmlna samej górze: moja skromna osoba w swetrze, w środku Wojciech Lach

Mazur Andrzej, b. doktorant KUL i UKSW, stażysta Teatru Laboratorium Jerzego Grotowskiego,  b. ekspert PAN i UNESCO

Edmund Gorzelany, Andrzej Mazur, Zenon Nadolski, Jan Jarosz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przejdź do treści