archiwum wolności

Ks. Stanisław Czenczek

Przemyskie „Okopy św. Trójcy”

Ks. prałat Stanisław Czenczek

(Od 1980 roku do chwili obecnej pełni funkcję sędziego Sądu Metropolitalnego w Przemyślu, a od roku 2004 także Sądu Biskupiego w Kamieńcu Podolskim. Twórca Ruchu Światło-Życie w Archidiecezji Przemyskiej. W 1969 roku, będąc wikarym w kościele św. Trójcy w Przemyślu, zawiązuje pierwszy krąg Domowego Kościoła, stając się prekursorem powstania ruchu DK w Archidiecezji Przemyskiej. Od 1984 roku moderator diecezjalny Diakonii Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, w ramach której zorganizował – wspólnie z ks. proboszczem Stanisławem Zarychem – 230 serii rekolekcji wyzwolenia dla alkoholików. Od 1980 roku wyznaczony przez biskupa Ignacego Tokarczuka na kapelana duszpasterstwa harcerzy. W stanie wojennym jeździł z posługą duszpasterską do obozów internowania, zawożąc przy okazji paczki z żywnością dla internowanych i potajemnie przewożąc od nich listy do rodzin. W tym okresie, a także po stanie wojennym, pomaga aktywnej grupie działaczy podziemnej Solidarności przy kościele św. Trójcy, wspierając ich także datkami zbieranymi na tacę w trakcie Mszy Świętych za Ojczyznę. Poniżej zamieszczam krótką wypowiedź udzieloną mi przez księdza prałata Czenczka, a także publikowaną wcześniej jego dłuższą relację z wizyt duszpasterskich w obozach internowania działaczy Solidarności).   

***

W okresie stanu wojennego i później kościół św. Trójcy w Przemyślu, gdzie funkcjonowałem jako wikary, zyskał nazwę „Okopy św. Trójcy”. Był to wówczas ośrodek skupiający duszpasterstwo ludzi pracy, w tym także działaczy podziemnej Solidarności. Ludzie stamtąd spotykali się w pomieszczeniach parafialnych dzięki życzliwości ks. proboszcza Stanisława Zarycha i za wiedzą ordynariusza diecezji, ks. biskupa Ignacego Tokarczuka.

W kościele św. Trójcy odprawialiśmy msze za Ojczyznę, co zresztą biskup Tokarczuk wyraźnie nakazał, żeby je odprawiać 13 każdego miesiąca. Na tych mszach była zbierana taca na potrzeby podziemnej „S”. Odprawialiśmy także msze. z okazji narodowych rocznic: 11 listopada i 3 maja. Jako tamtejszy wikariusz byłem depozytariuszem pieniędzy zbieranych na Mszach św. za Ojczyznę. Na niektórych kopertach z datkami było napisane: „Dla działaczy Solidarności” przebywających w więzieniach, aresztowanych i prześladowanych”. Tych pieniędzy, co prawda, bardzo dużo nie było. Pan Marek Kamiński prosił o wsparcie dla będących w potrzebie działaczy solidarnościowych, więc dawałem mu. Ze względu na warunki konspiracyjne nie można było tego księgować, tylko wszystko rozliczane było ustnie. Potem oni przenieśli się z tą działalnością do kościoła Matki Bożej Królowej Polski na Kmieciach, więc wszystkie te pieniądze oddałem im.  

Pamiętam, że 11 listopada 1982 roku ks. biskup Tadeusz Błaszkiewicz odprawiał u nas rocznicową Mszę świętą, i po jej ukończeniu młodzież z II Liceum  wystąpiła z patriotyczną akademią z okazji rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Dyrekcja zabroniła im wystąpić z tym przedstawieniem w szkole, więc przed mszą zgłosili się do mnie z prośbą, czy mogliby to zrobić w kościele. Gdy zapytałem biskupa Błaszkiewicza, to on od razu pozwolił, chociaż to nie było wystąpienie religijne, tylko patriotyczne.

Inna pamiętna Msza św. z biskupem Błaszkiewiczem i ogromną liczbą wiernych odbyła się w dniu pogrzebu ks. Jerzego Popiełuszki. Odprawialiśmy też religijno-patriotyczne Msze święte 31 sierpnia, w rocznicę podpisania porozumień gdańskich legalizujących powstanie NSZZ „Solidarności”. Tam też gromadziło się dużo działaczy i mnóstwo wiernych.

W parafii św. Trójcy mieliśmy też takie miejsce, gdzie ludzie w stanie wojennym przynosili paczki dla działaczy internowanych i prześladowanych oraz ich rodzin. No i te paczki woziliśmy do miejsc internowania. Ponadto Caritas zachodnio-niemiecki słał pomoc dla diecezji, więc z tego też pomagano działaczom podziemnej Solidarności.

Nie wystarczy zmienić ustrój…

Myślę, że działalność Solidarności i czas stanu wojennego to było wielkie ożywienie społeczne i moralne. Ludzie angażowali się w działania przeciwko władzy komunistycznej i oczywiście mieli wielkie nadzieje, że przyjdzie czas wolności i wszystko się dobrze ułoży. I tu mam taką refleksję przejętą od – mogę powiedzieć – mojego mistrza, ks. Franciszka Blachnickiego, twórcy Ruchu Światło-Życie. On w tym czasie również działał i ciągle nam przypominał, że nie wystarczy zmienić ustrój, ale musi również zmienić się człowiek. Ustrój jest tylko czymś zewnętrznym, a o naszej wolności stanowi nasze podejście do życia. I to dotyczy każdego człowieka z osobna.

Myślę, że te wielkie nadzieje, które wtedy żywiono co do zmiany systemu politycznego, nie do końca się sprawdziły. A nie sprawdziły się m.in. dlatego, że my jako ludzie nie zmieniliśmy się na tyle, żeby żyć w sposób odpowiedzialny. Bo nie wystarczy zmienić struktury społeczno-polityczne, ale trzeba też zmienić człowieka. I myślę, że zadaniem Kościoła jest to nieustanne dążenie do tego, żeby człowiek żył według prawd wiary, zgodnie z sumieniem, żeby był uczciwy, odpowiedzialny i szlachetny w swoim postępowaniu.

Oceniając obecny czas tej naszej wolności muszę powiedzieć, że oczywiście trzeba się cieszyć z odzyskania tej wolności. Cieszymy się, że już nie czujemy strachu przed inwigilacją, przemocą i bezprawiem totalitarnego państwa. Natomiast to już od nas zależy, jak tę wolność zagospodarujemy i jak ją wykorzystamy.

I myślę, że twórcy tej III RP nie zadośćuczynili tym wymogom sumienia, żeby żyć w prawdzie, żyć uczciwie i odpowiedzialnie. A nie zadośćuczynili temu pewnie dlatego, że my wszyscy, jako społeczeństwo, nie potrafiliśmy jakby moralnie dorosnąć i domagać się tego od nich. Bo w istocie ta wolność zewnętrzna, polityczna, zależy od wewnętrznej kondycji moralnej człowieka jako osoby ludzkiej.

Wiele było zaniedbań ze strony elity III RP odnośnie do życia w prawdzie, do rozliczenia błędów popełnionych w poprzednim systemie politycznym, który różnymi niecnymi sposobami nakłaniał ludzi do postaw złych i niegodnych człowieka. Oni jakby przenieśli niektóre tamte wzorce do tego nowego ustroju i trudno było domagać się od nich pełnego oczyszczenia i nowej postawy w prawdzie i uczciwości. Prawdę starano się zrelatywizować, jakby odebrać jej status wartości niepodważalnej. I dzisiaj niektórzy głoszą, że „każdy ma swoją prawdę”. Ten relatywizm skłania wielu ludzi do braku poszanowania dla prawdy i wartości moralnych, co jest najgłębszą przyczyną tych różnych zawirowań współczesności. I dlatego ta nasza wolność była taka „kulawa” w III RP, i wciąż ma się nie najlepiej.

Ostatnie wybory pokazały, że większość społeczeństwa dostrzega te błędy i chce zmiany. I wprawdzie obecne przewartościowania w życiu społeczno-politycznym kraju dają pewną nadzieję na budowanie nowej rzeczywistości, ale zarazem widzimy, że te uwarunkowania poprzedniego systemu są jeszcze bardzo silne. Ostateczny wynik tych zmagań nie jest jeszcze pewny, bo są to jakby dwa przeciwstawne sobie światy.

Wracając do spojrzenia z punktu widzenia wiary i moralności, trzeba podkreślić, że życie człowieka powinno opierać się na prawdzie. Z Ewangelii św. Jana znamy wypowiedź Jezusa Chrystusa: Poznacie prawdę i prawda was wyzwoli.  A więc, jeżeli będziemy żyć w prawdzie i realizować w rzeczywistości powinności moralne osoby ludzkiej wyrażone w Dekalogu oraz w naturze i sumieniu człowieka, to wtedy również stosunki polityczne w skali kraju będą wyrażały troskę o dobro wspólne narodu, a nie o dobrobyt wąskiej elity i chęć zniszczenia przeciwnika.

Duszpasterskie wyprawy do obozów internowania

W kościele św. Trójcy nie tylko obchodzono rocznice narodowo-patriotyczne, ale też przygotowywano pomoc dla osób internowanych i ich rodzin. Znajdował się tu główny w Przemyślu punkt zbiórki darów, które w formie paczek żywnościowych i lekarstw ks. Stanisław Czenczek, razem z posługą duszpasterską, woził do obozów internowania w Uhercach, Nowym Łupkowie i Załężu.

Oto relacja ks. Stanisława Czenczka z tych wyjątkowych podróży, spisana w listopadzie 1989 roku i zamieszczona miesiąc później w tygodniku „San”, a także w wydanej w 1995 roku z okazji 25-lecia parafii św. Trójcy, książce „Kościół św. Trójcy i klasztor sióstr benedyktynek w Przemyślu”:

***

Pierwsza wizyta w Uhercach

10 stycznia 1982 roku, w niedzielę Chrztu Pańskiego, udałem się z ks. biskupem Tadeuszem Błaszkiewiczem do obozu internowanych w Uhercach z posługą duszpasterską. Przebywali tam internowani z Przemyśla, Jarosławia i Krosna. Tam po raz pierwszy w wykonaniu internowanych działaczy usłyszałem pieśń z okresu II wojny światowej:

„O Panie skróć nam ten miecz, co siecze kraj,

Do wolnej Polski nam powrócić daj,

I by stał się źródłem nowej siły nasz dom, nasz kraj”.

Był mroźny i śnieżny ranek styczniowy, gdy mijaliśmy sprawdzające nas patrole wojskowe na rogatkach Przemyśla, a potem Leska. Około godz. 9 udaliśmy się do więzienia w Uhercach, w towarzystwie miejscowego ks. proboszcza Józefa Gałuszki. Ks. biskup zgłosił władzom więziennym, że pragnie odprawić Mszę św. dla internowanych oraz przekazać dla nich paczki żywnościowe wraz z lekarstwami. Paczki zostały przygotowane wcześniej z darów złożonych przez dzieci i dorosłych, w tym także przez rodziny internowanych. Po odpowiedniej instrukcji ze strony władz zakładu karnego, udałem się do świetlicy więziennej, gdzie miała odbyć się Msza św. Był tam przygotowany stolik nakryty białym obrusem, w kątach rozstawione krzesła mające służyć jako konfesjonały. Zauważyłem, ze już spowiadało dwóch księży, którzy przyjechali z Sanoka. Po wejściu do budynku więziennego zobaczyłem znane mi z Przemyśla twarze. Pierwsze pytanie, jakie skierowano do mnie, brzmiało: „Czy księża, którzy wcześniej zaczęli spowiadać, są prawdziwymi księżmi, czy może podstawionymi przez władze więzienne?” Uspokoiłem pytających, że są to wikariusze z Sanoka.

Niezwykła to była spowiedź. Siedząc na krześle, patrzyłem na zakratowane okna i ośnieżone pola. Było zimno. Podchodzili do mnie mężczyźni, którzy zostali tu przywiezieni po nocnym aresztowaniu pamiętnego 13 grudnia 1981 roku. Oprócz spowiedzi przekazywali wiadomości dla rodzin, listy, pozdrowienia. Wiele wiadomości przekazywano na małych karteczkach w formie „grypsów”. Wcześniej władze więzienne oświadczyły nam, że nie wolno przyjmować żadnych listów od internowanych. Nie miałem wątpliwości, że ten zakaz nie obowiązuje mnie w sumieniu, więc przyjąłem wiele listów i karteczek. Te najmniejsze ukryłem w skarpetkach i butach, aby bezpiecznie wynieść je w razie spodziewanej kontroli przy opuszczaniu zakładu karnego.

Po spowiedzi rozpoczęła się, od kolędy „Wśród nocnej ciszy”, Msza św. celebrowana przez ks. biskupa Błaszkiewicza. Świetlicę wypełniali wierni. Wśród nich był obecny służbowo strażnik ze służby więziennej. Na wielu twarzach zauważyłem łzy. Ks. biskup powitał wszystkich i powiedział m.in., że przychodzi do nich, wypełniając polecenie Chrystusa. Przychodzi ich pokrzepić Bożym Słowem i Chlebem. Czytania liturgiczne wykonali przedstawiciele internowanych. Dużo osób przystąpiło do komunii św.   

Po mszy św. przeszliśmy z ks. biskupem do innej Sali, gdzie wcześniej złożono paczki przywiezione przez nas dla internowanych. Każdą paczkę władze więzienne dokładnie przeglądały – w naszej obecności i przy uczestnictwie delegacji internowanych. Lekarstwa zatrzymano do dyspozycji lekarza więziennego.

Po skończonych posługach duszpasterskich wróciliśmy do Przemyśla, przekazując rodzinom internowanych i wiernym wiadomości z obozu.

Druga wizyta w Uhercach                                      

Drugie odwiedziny w Uhercach z posługą duszpasterską i charytatywną przeżywałem 7 lutego 1982 roku. Była to również niedziela. Tym razem wybrałem się z ks. biskupem Marianem Rechowiczem z Lubaczowa oraz z ks. Stanisławem Całym. Wieźliśmy również paczki żywnościowe. Internowani przygotowali na nasz przyjazd wiele listów do najbliższych, aby za naszym pośrednictwem przekazać je bezpiecznie, bez cenzury. Tym razem władze więzienne szczególnie ostro ostrzegały nas, że nie wolno nam przyjmować listów od więźniów. Obawiając się rewizji osobistej przy wychodzeniu z zakładu karnego, poradziłem internowanym, aby w czasie liturgii słowa, podczas czytań z lekcjonarza mszalnego, dyskretnie wkładali swoje listy za okładkę, a po Mszy św. spakowałem lekcjonarz do walizki i listy zostały przewiezione.

W trakcie Mszy św. ks. bp Rechowicz mówił na temat cierpienia w oparciu o księgę Hioba. Po Mszy św. internowani zaprosili nas, za zgodą władz więziennych, do jednej z cel. Poczęstowali nas kawą, przy czym wodę przegotowali za pomocą „grzałki” zrobionej z żyletek i kabla. Wielka była radość tych ludzi, że Kościół o nich pamięta. Powiedzieli mi, że wspólnie modlą się i czytają Pismo Święte.

Wizyta w Załężu

Obóz internowanych w Załężu koło Rzeszowa odwiedziłem, wraz z ks. biskupem Błaszkiewiczem, w niedzielę 14 marca 1982 roku. Był tam również ks. Płonka z Krakowa i ks. Stanisław Słowik z Rzeszowa. Przed bramą więzienną zebrało się bardzo dużo ludzi, którzy przyjechali w odwiedziny do swoich najbliższych. Ludzie ci, jak zauważyliśmy, mieli dużo kłopotu z uzyskaniem zezwolenia na widzenie. Gdy wpuszczono nas za bramę, musieliśmy najpierw przejść odprawę z przedstawicielem władz więziennych. Rozmawiał z nami dość stanowczo i niesympatycznie. Chodziło mu o to, żeby ks. biskup zabronił śpiewać w czasie Mszy św. pieśni o wydźwięku politycznym. Twierdził, że internowani zaczynają pieśń religijną, a następne zwrotki zmieniają, podkładając aktualne treści polityczne. Ustalono także, że będą odprawione cztery Msze św., na  każdej kondygnacji oddzielnie. Pierwszą Mszę św. odprawił ks. Płonka z Krakowa dla internowanych z regionu krakowskiego. Było już dobrze po południu, gdy przyszła kolej na mnie. Odprawiałem mszę na najwyższym piętrze. Pamiętam, że na zakończenie uczestniczy zaśpiewali hymn „Boże coś Polskę…”, i śpiewali chyba 12 zwrotek. Przed każdą z Mszy św. była spowiedź. Do Załęża przywiozłem kartki świąteczne, przygotowane przez dzieci i młodzież z Przemyśla. Zostały one przyjęte bardzo serdecznie i sprawiły wielką radość. Naszą wizytę duszpasterską zakończyliśmy ok. godziny 17. Wkrótce internowani z Załęża przysłali podziękowania dla dzieci z Przemyśla za życzenia i kartki wielkanocne. Oto tekst jednego z podziękowań dla Piotra ze Szkoły Podstawowej nr 14: Kochany Piotrusiu! Ogromną radość sprawiły mi Twoje tak miłe życzenia, Twoja pamięć i Twoja modlitwa. Przyjmij i Ty najlepsze życzenia świąteczne ode mnie, ucałuj ode mnie rodziców, braci, siostry, jeśli ich masz. Wszystkich przyjaciół dobrze nam życzących. Razem musimy być wytrwali, silni i wierzyć w zwycięstwo. Przetrwajmy odważni i solidarni. Pamiętający o Tobie internowani z Solidarności z Krakowa.

Trzecia wizyta w Uhercach

W Niedzielę Palmową 4 kwietnia 1982 roku udaliśmy się z ks. biskupem Tadeuszem Błaszkiewiczem ze świąteczną posługą duszpasterską do internowanych w Uhercach. Były to również niezwykłe odwiedziny, jako że zbliżały się Święta. W Uhercach przebywali m.in. internowani ze Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego. W tym dniu także przyjechał mecenas Władysław Siła-Nowicki z ramienia Rady Prymasowskiej. Chciał on osobiście spotkać się z internowanymi. Jak poprzednim razem, tak i teraz mieliśmy na początku rozmowę z władzami więziennymi. Byłem świadkiem prawie godzinnej dyskusji pomiędzy mecenasem Siłą-Nowickim a przedstawicielem władz więziennych. Ostatecznie mecenasowi odmówiono widzenia się z internowanymi, ponieważ według funkcjonariusza więziennego nie miał on takiego zezwolenia. W tej sytuacji mecenas prosił już tylko o możliwość uczestniczenia we Mszy św. razem z internowanymi, ale i na to nie zezwolono, mimo takiej oto jego argumentacji: Jestem katolikiem, a dziś jest Niedziela Palmowa. Czy pan wie, czym dla katolika jest Niedziela Palmowa? Chcę być dzisiaj na Mszy św.! 

Po Mszy św., odprawionej przez ks. biskupa, mogłem odwiedzić kilka cel więziennych, do których zaprosili mnie internowani. Byłem u działaczy solidarnościowych ze Śląska. Spotkałem zarówno pracowników naukowych z wyższych uczelni, jak i robotników z kopalń i innych zakładów pracy. I do nich przywieźliśmy kilkaset kart świątecznych z życzeniami od dzieci przemyskich. Internowani prosili o zorganizowanie rekolekcji wielkopostnych, ale nie otrzymali zezwolenia władz. Jedną z cel przeznaczyli na kaplicę, w której rozwiesili na ścianach własnoręcznie wykonane obrazy stacji drogi krzyżowej.

Wizyta w Nowym Łupkowie

Piąty i ostatni mój wyjazd duszpasterski do obozów internowania – tym razem do Nowego Łupkowa koło Komańczy – miał miejsce 13 czerwca 1982 roku. Na drodze koło Komańczy spotkałem dużo patroli milicji. Zatrzymałem się z taksówką bagażową wypełnioną paczkami żywnościowymi, u sióstr nazaretanek. Po południu z ks. Pokrywką, duszpasterzem miejscowym i  kapelanem więzienia udałem się do Nowego Łupkowa. Te odwiedziny były najtrudniejsze. Władze więzienne były bardzo zdenerwowane. Okazało się, że w nocy z 12 na 13 czerwca internowani uczcili półrocznicę stanu wojennego apelem i odpowiednim śpiewem na zewnątrz. Władze więzienia wezwały żołnierzy z WOP-u, którzy przybyli do obozu. Nie zostałem dopuszczony do odprawienia Mszy św., gdyż „nie miałem właściwego zezwolenia”. Mszę św. odprawił ks. Pokrywka. Paczki żywnościowe sprawdzano bardzo dokładnie w bramie zakładu karnego. Otwierano nawet słoiki z dżemem i miodem. Na pożegnanie internowani zebrani na dziedzińcu więziennym, przy akompaniamencie gitary śpiewali pieśni patriotyczne i religijne. Ich głos, w którym była nuta nadziei, rozlegał się daleko po sąsiednich wzgórzach.

Dziś, po przeszło siedmiu latach, z wielkim wzruszeniem wspominam posługę w obozach internowanych, w czasie której przeżyłem wiele jasnych chwil w trudnym okresie stanu wojennego. Cieszę się, że ofiara internowania, związana z różnego rodzaju cierpieniem i krzyżem, wydaje owoce.

Ks. Stanisław Czenczek

Rozmowę przeprowadził i autorsko opracował Jacek Borzęcki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przejdź do treści