archiwum wolności

Zenon „Damian” Zegarski

Zenon  jest osobą nietuzinkową, posiadającą wiele twarzy. Jego całe życie skoncentrowane jest wokół przyrody, etnobotaniki i domu, który nazywa obecnie przewrotnie więzieniem. Żyje pomiędzy Przemyślem, Wrocławiem i Stanami Zjednoczonymi (Krzemowa Dolina, Kalifornia). Ameryka przyjęła go z otwartością, a on sam się odwzajemnił się jej tym samym. Poznał tam wielu przyjaciół, obracał się w środowisku multimilionerów, artystów, informatyków. Jego aktywność w czasach PRL była na pewno niebanalna. Związany był ze środowiskiem hipisów. Jest miłośnikiem świata i wszechświata, pełen empatii, która w pewien sposób sprowadziła na niego ludzi, którzy to wykorzystali przeciwko niemu.

Jako uczeń Liceum Ogólnokształcącego dla Pracujących w Przemyślu, 12 marca 1968 r. uczestniczył wraz z młodzieżą licealną pod pomnikiem Adama Mickiewicza w Przemyślu w wiecu solidaryzującym się z protestami studenckimi na Uniwersytecie Warszawskim, a następnie przekazał opis powyższych wydarzeń do Radia Wolna Europa. Odznaczony przez Prezydenta RP 23.09.2022 r. Krzyżem Wolności i Solidarności (w siedzibie IPN w Rzeszowie).

Zaczęliśmy od długiego przedstawiania się.

Ja chyba za długo się przedstawiałem a Pan to wszystko nagrał. Ale przechodząc do spraw związanych z meritum naszej rozmowy, to odnoszę wrażenie dopiero od niedawna, po wielu latach, że ja i inni zostaliśmy wykorzystani przez to barwne środowisko z dawnych lat. Potrzeba mi było na to trochę czasu, ale tak właśnie to widzę. Wspomniałem wcześniej o Deo Gratias tego aktora Maćka Misiaka czy Edmunda. W jakim sensie ich działalność z osobna była niemożliwa, ale w grupie potrafili już być przekonujący. Wprowadzali oni swego rodzaju półprzestępcze elementy do naszego życia. Na przykład „Smok”, „Guli” w środowisku Ryśka Terleckiego i Niemczyka. Podrabiali oni podpisy i pieczątki w książeczkach PKO. Chcieli jednoczyć ludzi nielegalnymi lekami kupionymi za te pieniądze na przykład parkopanem. Parę osób z nas dało się w to wciągnąć.

Czyli to były negatywne postacie?

DZ: Nawet nie negatywne, tylko po prostu głupie. Ja też reprezentowałem pewną głupotę.
Z perspektywy socjalizmu aktywnego to ja byłem najprawdziwszym głupolem. Chodziłem po ulicach ubrany w kolorowe ciuchy, z długimi włosami. W szkole nie chciałem ścinać włosów przychodziłem
z bandażem na głowie na przykład, żeby je ukrywać. Nie dałem się wciągnąć w jakieś kradzieże, ale
z drugiej strony zawsze byłem podejrzany o to, że nakłaniam tych ludzi do wszystkich kradzieży lub  narkotyków i służby wolały zbierać na mnie materiały. Mam potężne akta gromadzone przez służbę bezpieczeństwa, które stały się dla mnie w dzisiejszych czasach pewnego rodzaju nagrodą. Zostało po mnie 2,5 kg akt w IPN, ponieważ zawsze podejrzewali mnie o przestępstwa, których nigdy się nie dopuściłem. Często podejrzewano mnie o podpuszczanie środowisk studenckich, na przykład
w Krakowie, że ich nakręcam do działania antysystemowego. Ale jak na przykład zrzucali maszyny do pisania dla Solidarności, to ja je ukrywałem u siebie i na drugi dzień rano ktoś je zabierał, dlatego nigdy  nie mogli mnie po prostu złapać. W pewnym sensie uznali, że mam jakiś patronat w tym środowisku, tak jak na przykład w KOR-ze – Zenek Pałka jeździł do Michnika, Naimskiego czy do Kuronia. Ale to przecież nie Kuroń zrobił KOR, tylko Lipiński. Kuroń był tylko taką „szczekaczką”, tak jak u mnie w Pomarańczowej Alternatywie  „szczekaczką” był Waldek Fydrych, który kojarzy się z tym ruchem do dnia dzisiejszego. Elfy, które ja rozprowadzałem przez działania takie artystyczne jak „Puste Pełne”, miały za zadanie pojawić się i uratować świat. To zostało zmienione na krasnoludki. Tak samo właśnie Lipiński w KOR-ze niósł to, co jest autentyczne w społeczeństwie. To takie właśnie postacie są esencjonalne. Ja na przykład m.in. ze śp. Błachowiczem rozbujaliśmy i zerwaliśmy gwiazdę z pomnika radzieckiego, ja chciałem nawet zrzucić większą gwiazdę z innego pomnika, ale tam wyjątkowo ciężko było się dostać. Poza tym nikt nawet tego nie widział i o tym nie wiedział. Wrzuciliśmy ją wtedy do rzeki. Później, jak podróżowałem za granicę do Stanów i mnie przepytywali  z różnych rzeczy, to ja np. potrafiłem nagle zmieniać temat, bo tak zostałem nauczony w domu rodzinnym, na rozmowę chociażby o wszechświecie. Nigdy nic konkretnego na mnie nie mieli, tylko same podejrzenia. Moim agentem prowadzącym był Zacharowski i chyba służby z jakiegoś rodzaju  sympatii do mnie dali mi pseudonim Sympatyk. Wiele razy namawiali mnie do współpracy ,ale ja zawsze dyplomatycznie odbijałem piłeczkę. Po tym czasie studiowałem i byłem związany jeszcze z Uniwersytetem Jagiellońskim i tam ze środowiskiem studenckim. Przyciągałem do siebie ludzi. Potrafiłem np. przy okazji spotkań z kolegami, całym wianuszkiem ludzi rozdawać ulotki antywojenne. I tu znowu – nigdy mnie nie złapali, bo ja akurat te ulotki robiłem sam odręcznie, a one rozchodziły się błyskawicznie. Mówiłem wtedy wprost, co myślę, bez konsekwencji swoich słów, co spotykało się z aprobatą niektórych profesorów. Zawaliłem wtedy kilka egzaminów języka rosyjskiego pod rząd. Po jakimś czasie bardziej zacząłem interesować się etnobotaniką i wtedy związałem się ze środowiskiem wrocławskim. To tam na ulicy Lubuskiej 54 zrobiłem Pomarańczową Alternatywę. Potem zrobiłem dyplom z etnobotaniki u profesora Dygacza. Do Pomarańczowej Alternatywy przychodził nawet czasem w swoim niebieskawym garniturze Kornel Morawiecki. Byliśmy bez przerwy obserwowani.

Czy w tych historiach,  które mi Pan opowiedział, szczególnie z lat 80., jeśli byłaby taka możliwość, to  chciałby Pan coś zmienić, poprawić?

To znaczy ze swojej działalności ja jestem zadowolony. Natomiast jeżeli miałbym coś zmienić, to na pewno chciałbym w tym czasie założyć rodzinę. Tylko to chciałbym poprawić.

To trochę trudne, ale z drugiej strony nie ryzykował Pan życia rodziny.

DZ: To Panie Aleksandrze rzeczywiście jest dla mnie takie małe pocieszenie. Ja mogłem być trochę większym kamikadze niż inni. Na przykład można powiedzieć rozpocząłem na Pereca we Wrocławiu bunt uliczny. Zebrałem kilku osiedlowych chuliganów kiedy zaczęły się niepokoje społeczne, a oni zebrali śmietniki na środek ulicy  i zrobili barykadę. Potem ktoś dorzucił do tego deski, rozpalił ogień. Zaczęli wtedy przyjeżdżać też ludzie od Frasyniuka i zrobiło się takie niemalże powstanie. Wtedy na placu Czerwonym zabrali mnie na przesłuchanie i zadawali pytania, a o małości tego zdarzenia. Zahipnotyzowałem ich swoją przejmową i wypuścili mnie później po demonstracji.

Rozmawiał Aleksander Busz

Zenon Zegarski, Aleksander Busz

W tamtych czasach dzieci wychowywano, by były ostrożne wobec świata zewnętrznego, a pełne dobrych zachowani w małym świecie, do wewnątrz. Ojciec Zenka „Zegara” przysłuchiwał się Radiu Wolna Europa i narzucał synowi swoją wizję tego, co się na zewnątrz dzieje, a razem z nią niezgodę na w świat, który był przedziwny, agresywny, ponury. Nie mogli zgodzić się z nim w żaden sposób. Bunt narastał i w momencie informacji o strajkach w Warszawie zmaterializował się w czyny. Wtedy Zegarek, dziś mówiący o sobie, że tworzył ruch przedhipizmu, razem z kolegami rozrzucali ulotki i tam, gdzie tylko się dało, malowali antykomunistyczne napisy. Razem ze śp. Wojtkiem Błachowiczem odkręcili z pomnika zabitych przez Niemców bolszewików sowiecką gwiazdę. Akcja była radosna i spontaniczna. Sprzeciw wobec panoszącej się w Polsce ideologii oraz nieświadomość konsekwencji dodawały odwagi. Kolejna gwiazda była już nie do ruszenia. „Zegarek” podkreślił, że tylko brak funduszy powstrzymał ich przed kupieniem ładunków wybuchowych, by pozbyć się jej razem z pomnikiem.

Inwigilowany i wielokrotnie przesłuchiwany „Zegarek” rozbrajał agentów bezpieki poczuciem humoru, a esbeckie układanki rozsypywały się w zetknięciu z człowiekiem, który ze śmiertelną powagą wykładał przesłuchującym filozofię o miejscu człowieka w Kosmosie. Sam mówi, że w dużym stopniu filozoficznie ukształtował go prałat przemyski Jan Jakubczyk, który był kolegą Karola Wojtyły, ale także buddyści, gdy był w Indiach. Inspiracją dla Zenka jest czystość, prawda i miłość. Od dzieciństwa uważał, że najważniejsza jest szlachetność.

Zenek Zegarski:

Wrocław, przed stanem wojennym pan Staszek Zacharowski, esbek, który mnie obserwował, nadał mi pseudonim Sympatyk. To był jeden z tych, którzy specjalizowali się w wyciąganiu informacji poprzez „zaprzyjaźnianie” się, prowadząc „neutralne” rozmowy. Dopytywał się o działaczy, stawiając czasem szampana. Rozpracowując mnie, zastanawiali się, o co tu chodzi.

Jan reagowali na Twoje „zeznania”?

Smutni panowie byli bezsilni w zderzeniu ze słońcem, harmonią i pozytywną energią, o której im opowiadałem. Agentów bezpieki rozbrajałem poczuciem humoru, a ich układanki rozsypywały się w zetknięciu z człowiekiem, który ze śmiertelną powagą wykładał filozofię o miejscu człowieka we wszechświecie.

Skąd się wzięło to „polowanie” na Ciebie?

W Katowicach, bez mojej wiedzy, zrobili mnie szefem grupy podziemnej i to też było powodem do badań mojej osoby. W moim środowisku byli wówczas m.in. Pyjas, Szostkiewicz, Wildstein, z którym się pokłóciłem o dziewczynę. Zacharowskiemu opowiadałem o świecie w sposób poetycki, wylądowałem kiedyś w pokoju głównego policjanta. Chcieli wówczas, bym podpisał oświadczenie  o współpracy – taką ich esbecką formułkę – ja natomiast napisałem, że zawsze jestem gotów do wymiany myśli… Po jakimś czasie naciskali na mnie, bym to zmienił. Ja powtarzałem jednak, że jestem gotów do wymiany poglądów. Oni polowali na ciekawą informacje towarzyską, ja ich rozczarowywałem, opowiadając o kosmosie.

Komunistyczny świat był tak absurdalny, smutny i szary, że każdy szukał sposobu, by „przetrwać”.

Stan wojenny – tu rozpoczyna się komedia niezwykła. Idę na dworzec, a tam sześciu wojskowych, ja ręce do góry, zabierają mnie na komendę, a ja znowu im o słońcu i pięknie. Napracowali się – jestem posiadaczem 2,5 kg materiałów w IPN, jednak wszystkie najważniejsze rzeczy, jakie robiłem, nie były przez nich zapisane. Na przykład nigdy nie wiedzieli, że to ja zrobiłem pierwsze powstanie we Wrocławiu w czasie stanu wojennego. Wszyscy się bali, a ja zorganizowałem taką akcję, że obstawili całe ulice dokoła. Wyszedłem na ulicę Lwowską, patrzę, a tam chłopaki, którzy stali po bramach, powiedziałem im, żeby śmietniki na kółkach wypchali na środek, ludzie zaczęli demonstrować swoje niezadowolenie. Wtedy jak robili remont budynków, zdobyliśmy dzięki temu drewniane słupy, z których zbudowaliśmy barykadę.

I Ty, człowiek ZEN, rozkręcałeś zadymę? Miałeś wsparcie?

Tam było na przykład środowisko Władysława Frasyniuka, które było wojownicze, tak jak Kornel Morawiecki. Z jednej strony był dla mnie autorytetem, a z drugiej mówiłem mu, że to nie ma co walczyć, że światło i elfy… Powstanie się rozwijało, zaczęli przyjeżdżać ludzie z zajezdni, było ich mnóstwo… Milicja, uzbrojona w armatki, zrobiła potężny pierścień. Chciałem po prostu zrobić rozróbę, denerwowało mnie, że nie można normalnie chodzić po ulicy, że co chwilę sprawdzali mi dokumenty. Za moją działalność otrzymałem niedawno Krzyż od prezydenta Andrzeja Dudy, który przekazała mi wojewoda.

Uroczystość wręczenia Krzyży Wolności i Solidarności – Rzeszów, 23 września 2022 – Aktualności – Instytut Pamięci Narodowej (ipn.gov.pl)

Osobiście w Pałacu Prezydenckim byłem jednak na spotkaniu opozycjonistów z prezydentem Lechem Kaczyńskim i jego żoną Marią. Oni byli bardzo pozytywni. Mówiłem im, że to, co jest ważne w społeczeństwie, jest walorem wewnętrznym  – dobry humor, świadomość i radość istnienia. I o ile Jarosław jest surowy, oczywiście można go ocieplić, o tyle Lech miał niesamowitą lotność, był radosny.

Skoro jesteśmy w świecie polityki, to jak poznałeś Marka Kuchcińskiego?

Marka poznałem przez towarzystwo hipisów, Mundzia „Gandalfa”, który chodził z jego siostrą, Beatą. Poznałem tam też o niezwykłej urodzie Halinkę. Była dla mnie zjawiskowo anielska, ale mimo jest niezwykłych walorów postrzegałem ją zupełnie pozaerotycznie. Odeszła niestety z jednym z najważniejszych opozycjonistów Aleksandrem Gleichgewichtem, synem wielkiego matematyka.

Rozmawiała Marta Olejnik

Jedna odpowiedź

  1. Hallo, do tych wszystkich opisow chcialbym wtracic spotkania od 1973 roku w Przemyslu i pozniej w Bieszczadach. Zenka poznalem latem 1973 kiedy pojawilem sie tam z osobnikiem o pseudonimie “Prorok”, bylo to w pewnych kregach w tym okresie zjawiskiem powszechnym. Byl to okres przed praktyka Zazen u Andrzeja Urbanowicza, w Przemyslu znalazlem sie nagle wsrod ludzi zainterowanymi medytacja i niejedzacymi miesa, dosc rzedkie zjawisko w PRL-u. W Przemyslu spotkalem tez Halinke, i wielu innych ludzi, ktorzy pomogli mi wyladowac w Zendo Katowickim. Chcialbym wyrazic Zenkowi wyrazy podziekowania i wdziecznosci za uratowanie mnie wtedy z rak milicjsantow, ktorzy nas wowczas zaaresztowali, wystarczyl im nasz wyglad. Z wyrazami uczuc Jonathan od 1982. Wczesniej pseudonim Cobra, gnebiony przez UB i milicje…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przejdź do treści