archiwum wolności

Ks. Jan Pępek

 „Dla mnie, młodego księdza, to było wielkie przeżycie”

(Wywiad z ks. Janem Pępkiem, byłym kapelanem „Solidarności” w Przemyślu)

Jacek Borzęcki: -Jak to się stało, że młody wikariusz z przemyskiej parafii na Kmieciach został kapelanem podziemnej „Solidarności”?

Ks. Jan Pępek: -To wszystko rozpoczęło się w 1986 roku. Wtedy byłem młodym księdzem, zaledwie cztery lata kapłaństwa. W sierpniu 1982 roku otrzymałem święcenia kapłańskie i trafiłem do parafii w Kormanicach koło Przemyśla. Dwa lata później zostałem wikariuszem w przemyskiej parafii na Kmieciach, gdzie proboszczem był ks. Adam Michalski.  I to, że w 1986 roku zostałem kapelanem podziemnej „Solidarności” w tym patriotycznym mieście, stolicy rozległej wówczas diecezji przemyskiej, to była zasługa mojego profesora z Wyższego Seminarium Duchownego – ks. Stanisława Zarycha, ówczesnego proboszcza w parafii pw. Św. Trójcy w Przemyślu. To on wysunął moją osobę i polecił ordynariuszowi diecezji przemyskiej. Pamiętam takie oto słowa skierowane do mnie przez księdza biskupa Ignacego Tokarczuka: „A więc, proszę księdza, proszę działać. A jak będzie trzeba, to i groszem sypnę”.Dla mnie, młodego księdza, to było wielkie przeżycie.

JB. –Jak wiadomo, parafia św. Trójcy w Przemyślu, dzięki życzliwości proboszcza Zarycha i poparciu biskupa Tokarczuka, stała się w okresie stanu wojennego i późniejszych latach ostoją opieki nad internowanymi działaczami „Solidarności” oraz ich rodzinami. Było to także miejsce spotkań działaczy podziemnej „Solidarności”. Jak wiadomo, w 1986 roku przenieśli się oni do parafii Matki Bożej Królowej Polski, czyli właśnie na Kmiecie, pod księdza duchową opiekę. Czy pamięta ksiądz ich nazwiska?

Ks. Jan Pępek: -Oczywiście pamiętam, w każdym razie tych najważniejszych, bo najbardziej energicznych i zaangażowanych. To był 86 rok, czyli 37 lat temu, jak zaczynałem działalność tego naszego duszpasterstwa „Solidarności”, więc już  nie wszystkie szczegóły pamiętam. Powiem szczerze, że nic w tamtych czasach nie zapisywałem, zresztą z powodów bezpieczeństwa. Spotykaliśmy się w gronie m.in. takich bliskich mi działaczy, jak: Janek Musiał, Stanisław Żółkiewicz, Zygmunt Majgier, Marek Kamiński, Adam Piecuch, Marek Kuchciński, Janek Jarosz, Artur Wilgucki. Później doszedł do nich jeszcze Janek Draus. Od strony medycznej pomagała nam pani doktór laryngolog, Grażyna Szybiak, oraz jej mama, pielęgniarka.  Przychodziło również wiele innych osób. Mieliśmy takie spotkania na Kmieciach i podejmowaliśmy tam decyzje co do konkretnych spraw i planowanych działań.

J.B. –Czy mógłby tu ksiądz wymienić jakieś przykłady?

Ks. Jan Pępek: -Organizowaliśmy 13-go dnia każdego miesiąca, a także w dni patriotycznych rocznic, Msze św. za Ojczyznę. Do tego zresztą zobowiązywał ks. biskup Tokarczuk. Odprawialiśmy je nie w naszym skromnym drewnianym kościółku, zbudowanym w 1979 roku bez zezwolenia komunistycznych władz, tylko w dużym kościele ojców salezjanów. Pomagał nam w tym ks. Zbigniew, salezjanin.  

Były też takie sprawy, jak organizowanie pochodów i manifestacji, oraz opłacanie wysokich grzywien za anty-reżimowe hasła. Tych różnych haseł i tych kar było jednak bardzo dużo. Nie mieliśmy nad tym kontroli. Podjęliśmy więc decyzję, że kto zostanie ukarany grzywną za wykrzykiwanie haseł nie uzgodnionych z kierownictwem podziemnej „Solidarności”, to nie otrzyma zwrotu kosztów kary. No i uzyskaliśmy kontrolę nad treścią haseł, a zarazem zmniejszyła się ilość kar.

J.B. –Zdaje się, że to od duszpasterstwa „Solidarności” na Kmieciach rozpoczęły się na Podkarpaciu wykłady tzw. „uniwersytetu ludowego” dla mieszkańców?   

Ks. Jan Pępek: -Działalność ta rozpoczęła się zarówno w Przemyślu, jak i w Stalowej Woli. Najwięcej moich działań związanych było właśnie z funkcjonowaniem  tego „latającego uniwersytetu ludowego”. To była inicjatywa Jana Musiała, Jana Drausa i Tadeusza Ulmy, bardzo zresztą wspierana przez ks. biskupa Tokarczuka. Oni sami występowali z odczytami, a także zapraszali różnych prelegentów z całej Polski. Te wykłady odbywały się w naszej parafii na Kmieciach, ale także w innych parafiach na terenie diecezji przemyskiej. Tak więc przyjeżdżali do nas z wykładami opozycyjni wobec reżimu dziennikarze i profesorowie, a moim zadaniem było przyjęcie ich, nakarmienie i przenocowanie. I miałem wtedy kontakty z wieloma znanymi w całym kraju osobami.

J.B. –Mógłby ksiądz podać jakieś przykłady?

Ks. Jan Pępek: -Przypominam sobie np. przyjazd ówczesnego prezesa Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, Stefana Bratkowskiego. Gdy wiozłem go ze stacji PKP, to jechali za nami esbecy aż w dwóch samochodach. Po przyjęciu na plebanii zawiozłem go na umówione spotkanie z ks. biskupem Tokarczukiem w Pałacu Biskupim. Ich rozmowa trwała bardzo długo. Po powrocie na plebanię zaprowadziłem pana Bratkowskiego do przygotowanego dla niego pokoju. Było tam duże okno i przez nie widać było milicjantów kręcących się wokół budynku. Pan Bratkowski poprosił mnie o inne pomieszczenie. –Przez to duże okno mogą wrzucić mi coś do pokoju. Boję się, że mogą mnie tu zabić – powiedział. 

Spotkanie Stefana Bratkowskiego ze społecznością Przemyśla odbyło się w kościele ojców salezjanów. Przyszło tam bardzo wielu ludzi. On bardzo krytycznie wypowiadał się o postawie Wojciecha Jaruzelskiego, mimo że – jak przyznał – starał się go wspierać w okresie przed wprowadzeniem stanu wojennego. Wszyscy byli pod wrażeniem wystąpienia pana Bratkowskiego, jego zasobu wiedzy i wiadomości, które przekazywał. Ja zresztą też wiele skorzystałem na rozmowie z nim. Nie zważałem na to, że powiedział mi wprost: „Księże, ja jestem niewierzący, ale czytam Pismo Święte, a w ogóle to pochodzę z Łodzi”.  Było też paru innych prelegentów, którzy tak samo mówili mi, że są niewierzącymi. Starałem się jednak być otwarty, nie oceniać, a szanować każdego za patriotyzm i za odwagę sprzeciwiania się złu.

Największe jednak wrażenie sprawiły na mnie wykłady innego prelegenta  – pochodzącego z książęcego rodu Pawła Czartoryskiego, wybitnego historyka nauki, badacza, wydawcy dzieł Mikołaja Kopernika, profesora w Instytucie Historii Nauki PAN, oraz wykładowcy wielu uniwersytetów. Na jego pierwszym wykładzie było bardzo wielu słuchaczy, na drugim trochę mniej, a na trzecim bardzo mało. I pamiętam, że po tym trzecim wykładzie, gdy na plebanii usiedliśmy z profesorem Czartoryskim do kolacji, on powiedział do mnie: „Księże, nie będzie w Polsce dobrze, jeśli ludzie nie zechcą się uczyć”.

J.B. –Spektakularnym sukcesem duszpasterstwa „Solidarności” na Kmieciach był zorganizowany 9 czerwca  87-go roku wyjazd kilkuset przemyskich katolików na spotkanie z papieżem Janem Pawłem II w Tarnowie. Jak to się udało zrobić?

Ks. Jan Pępek: -To było bardzo ważne i udane wydarzenie, choć jak się później okazało, poszliśmy z tym trochę chyba za mocno. A zaczęło się to parę miesięcy wcześniej. Otóż, przyszedł do mnie Stanisław Żółkiewicz i mówi: „Księże, w czerwcu mogą być kłopoty z transportem do Tarnowa. Wykupujemy więc cały pociąg z Przemyśla do Tarnowa na dzień wizyty Ojca Świętego!” Ja grosza nie miałem, ale oni to wszystko pozałatwiali, przygotowali specjalne bilety i porozprowadzali je wśród parafii. No i  9-go czerwca na stacji PKP w Przemyślu podstawiono do dyspozycji naszego duszpasterstwa pociąg specjalny. Jedyny taki w całej, rozległej wówczas diecezji przemyskiej. Na uroczystej Mszy św. u nas na Kmieciach, grono młodych parafian wystąpiło z patriotycznym koncertem, po czym ruszyliśmy pochodem przez cały Przemyśl, ze śpiewem i transparentem, do dworca kolejowego.  Oczywiście, po bokach obecni byli obserwujący nas esbecy i milicjanci. To było największe zgromadzenie ludzi, jakie widziałem podczas całego mojego pobytu na tej parafii.

Bilety przy wsiadaniu do pociągu sprawdzał zespół osób z opaskami na rękawach z naszego duszpasterstwa. Później wpuszczali i bez biletu, jeśli kogoś znali z działalności w parafiach lub w „Solidarności”. Wiele takich osób dosiadło się też w Jarosławiu i w Rzeszowie. W sumie pociąg był tak bardzo naładowany, że już nikogo więcej nie dało się wcisnąć. Ale jakoś dojechaliśmy w nocy do przedmieścia Tarnowa, gdzie nas wysadzono i skąd musieliśmy przejść kilka kilometrów dalej. Spotkanie z Janem Pawłem II było dla nas wszystkich wielkim, niezapomnianym przeżyciem, i wprawdzie mocno strudzeni, ale szczęśliwi wracaliśmy do Przemyśla.

J.B. –Zorganizowanie tej pielgrzymki było niewątpliwym sukcesem. Jak więc zrozumieć to, że wkrótce potem został ksiądz pozbawiony funkcji kapelana „Solidarności” i przeniesiony do Rzeszowa?

Ks. Jan Pępek: -Wielu księży proboszczów niezbyt pozytywnie odebrało ten fakt, że to akurat ja, młody i dość nisko stojący w hierarchii ksiądz, decydowałem  – bo decydować musiałem – ile miejsc w pociągu można było przydzielić każdej z parafii. A oczywiście, wszystkich chętnych zabrać się po prostu nie dało. Być może te nastroje przyczyniły się do tego, że kilka tygodni później Kuria Biskupia zdecydowała o przeniesieniu mnie z przemyskiej parafii na Kmieciach do kościoła garnizonowego Matki Bożej Królowej Polski w Rzeszowie.

J.B. –Jak tam został ksiądz przyjęty?

Ks. Jan Pępek: -Proboszcz  w Rzeszowie, w randze majora, przyjął mnie niezbyt życzliwie. Powiedział mi wprost: „Czy ksiądz czasem nie przybył tu, żeby na mnie donosić? Bo ja wiem o księdza działalności wśród przemyskich działaczy antyrządowej podziemnej Solidarności”.

No i nie pozwolił mi na zamieszkanie razem z dwoma młodymi, dopiero co wyświęconymi wikariuszami. Powiedział: „Nie, ksiądz będzie mieszkał ze mną. Nie będzie miał ksiądz osobnego wejścia. Razem będziemy tu wchodzić, tak żebym wiedział z kim się ksiądz spotyka, i żebym widział kto do księdza wchodzi i wychodzi”.

Dosłownie zdębiałem, bo nie wiedziałem o co tu chodzi. W Kurii Diecezjalnej w Przemyślu powiedziano mi, że moje przeniesienie związane jest z tym, że mam prowadzić w Rzeszowie duszpasterstwo ludzi pracy w kościele Serca Pana Jezusa (będącym aktualnie rzeszowska katedrą). Tam pięknie działał ks. wikariusz Eugeniusz Dryniak. No i jego przeniesiono na moje miejsce do przemyskiej parafii na Kmieciach. Tymczasem mnie, zamiast na jego miejsce, ostatecznie przeniesiono do kościoła garnizonowego. Zwróciłem się z tym do biskupa pomocniczego Stefana Moskwy. Ks. biskup powiedział mi tak:  „Otóż, Jasiu, tam w garnizonowym musi być jakiś starszy kapłan, a Ty masz już 5 lat kapłaństwa”.

J.B. – A co z proponowanym prowadzeniem duszpasterstwa ludzi pracy w parafii Serca Pana Jezusa w Rzeszowie?

Ks. Jan Pępek: -Otóż udałem się do proboszcza, zasłużonego budowniczego tego kościoła, a obecnie katedry, i powiedziałem  mu, że trudno mi będzie tu dojeżdżać z kościoła garnizonowego i prowadzić duszpasterstwo ludzi pracy w sytuacji, gdy zlecono mi 27 godzin lekcji katechezy w szkołach. A on na to: „Nie ma takiej potrzeby. Rzeszów to nie Przemyśl. Tutaj nic się nie działo, nic się nie dzieje, i nic się dziać nie będzie”. Wtedy już do końca zrozumiałem, dlaczego mnie przeniesiono do Rzeszowa.

J.B. –Podobno działacze podziemnej „Solidarności” z duszpasterstwa na Kmieciach wysłali pismo do biskupa Tokarczuka z prośbą o pozostawienie księdza w Przemyślu. Czy była jakaś odpowiedź?

Ks. Jan Pępek: -Wiedziałem o tym. Gdy byłem w przemyskiej Kurii Diecezjalnej, to dorwał mnie ks. kanclerz i mówi: „Czy ty myślisz, że to, co pisali tutaj za tobą do biskupa, to dojdzie do niego? Otóż nie, bo o takich sprawach to  my decydujemy.”

No więc nie było poparcia dla tej mojej otwartości na działaczy podziemnej „Solidarności”. Może bali się w Kurii, że w rzeszowskim kościele Serca Pana Jezusa będą się angażował w działania polityczne? Ale ja przecież nic takiego nie robiłem. Byłem tylko otwarty na patriotyzm i na potrzeby ludzi „Solidarności”. Miałem  odwagę i chęć spotykania się z nimi. Zrozumiałem, że w Rzeszowie nie będę miał już nic do czynienia z duszpasterstwem robotników.

J.B. –Na niedawnym spotkaniu w Przemyskim Towarzystwie Kulturalnym prof. Jan Draus skomentował m.in. ambitną działalność skupionego wokół Marka Kuchcińskiego środowiska niezależnej kultury z przełomu lat 80-tych i 90-tych. I tu przeciwstawił Rzeszowowi i reszcie Podkarpacia właśnie Przemyśl, jako miasto z charakterem, z bardzo aktywną społecznością przywiązaną do wolności i niezależności. Czy ksiądz też miał takie odczucie prowadząc duszpasterstwo „Solidarności”?

Ks. Jan Pępek: -W pełni zgadzam się z prof. Janem Drausem, że Przemyśl miał taką jakby duszę wolności. Tam się działo coś takiego, że nawet przeciętny przemyślanin nie bał się wówczas Bezpieki, otwarcie mówił co myśli, był odważny. Z pewnością ogromne znaczenie w tym względzie miała obecność w Przemyślu ks. biskupa Ignacego Tokarczuka, i jego finansowa pomoc dla działaczy skazanych na kary grzywny. Niezwykła odwaga i niezłomność księdza biskupa jakby przenikały w serca i dusze mieszkańców Przemyśla. W Rzeszowie nie było tego wszechogarniającego ducha, choć też były tam osoby zaangażowane w działalność wolnościową i patriotyczną.

J.B. –Jak często i z jakimi odczuciami odwiedza ksiądz to wyjątkowe nadsańskie miasto, na którego patriotycznych kartach historii zapisane jest też i księdza nazwisko?

Ks. Jan Pępek: -Każdego roku, jak tylko pełnione obowiązki pozwalają, odwiedzam Przemyśl, katedrę, i zawsze też Kalwarię Pacławską. Kończąc te moje wspomnienia chciałbym objąć wdzięczną pamięcią zwłaszcza dwie osoby związane z tym miastem.

Biskupowi Ignacemu Tokarczukowi, podniesionemu później do godności arcybiskupa, zawdzięczam to, że zostałem wyświęcony na księdza. Gdy w grudniu 81 roku, na 6-tym roku Wyższego Seminarium Duchownego, zachorowałem na wirusowe zapalenie opon mózgowych i mózgu, to już przygotowany byłem na śmierć. Wobec długiego pobytu w szpitalu wstrzymano mi święcenia kapłańskie. Po szczęśliwym pokonaniu choroby i wyjściu ze szpitala, tylko dzięki wstawiennictwu ks. biskupa Tokarczuka pozwolono mi nadrobić zaległości i otrzymać święcenia kapłańskie w sierpniu 1982 roku, 3 miesiące po święceniach moich kolegów.

Druga osoba, którą z wdzięcznością tu wspominam, to mój dawny profesor z seminarium, ks. Stanisław Zarych. To on mnie polecił, jako młodego księdza, do pełnienia funkcji duchowego opiekuna działaczy podziemnej „Solidarności” w duszpasterstwie na Kmieciach. A ten dwuletni okres bliskiego duchowego kontaktu z tymi wspaniałymi ludźmi o dobrych sercach i odważnych duszach, był dla mnie osobiście  niezwykle ważny. Do dzisiaj wspominam ich z wdzięcznością za naszą współpracę. Bóg zapłać!  

(Wywiad przeprowadził i autorsko opracował  – Jacek Borzęcki)

 P.S.

W 1992 roku ks. Jan Pępek został wikariuszem w parafii Wszystkich Świętych w Kolbuszowej. W 1995 roku został on mianowany przez ordynariusza nowo powstałej (w marcu 1992 roku)  diecezji rzeszowskiej, ks. biskupa Kazimierza Górnego, „rektorem Rektoratu p.w. Brata Alberta w Kolbuszowej”, czyli zostało mu powierzone zadanie budowy nowego kościoła dla nowo erygowanej parafii kolbuszowskiej. Jeszcze we wrześniu 1995 roku została poświęcona nowa kaplica, a w listopadzie 2000 roku odbyła się konsekracja nowo wybudowanego kościoła dla parafii p.w. św. Brata Alberta w Kolbuszowej. Budowniczy kościoła i proboszcz tej parafii, ks. Jan Pępek, został za swoje dzieło odznaczony m.in. godnością kanonika, oraz złotym krzyżem zasługi. Jest on także dziekanem dekanatu Kolbuszowa-Zachód. W dniu 21 sierpnia 2022 bohater tego wywiadu uroczyście obchodził jubileusz 40-lecia swego kapłaństwa.

—————————————————————————————————————       

Sfinansowano ze środków Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego Komitet do spraw Pożytku Publicznego
Rządowy Program Rozwoju Organizacji Obywatelskich PROO 1a
„Rozwój instytucjonalny i misyjny Przemyskiego Towarzystwa Kulturalnego”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przejdź do treści