archiwum wolności Europy Karpat

Alexander Tomský

Solidarność mogła powstać tylko w Polsce

Rozmowa z profesorem Alexandrem Tomským

Alexander Tomský (ur. w Czechosłowacji, 1947) – filozof, politolog, wydawca, tłumacz. Pochodzi z polsko-czesko-żydowskiej rodziny. Ojciec Jan, wybitny archeolog i geolog, który jako jeden z niewielu krewnych podczas II wojny światowej uniknął zagłady, aresztowany przez czechosłowacką komunistyczną bezpiekę w 1954 r.  Dzieciństwo Tomský spędził w Czechosłowacji, skąd wyemigrował w dzień rozpoczęcia radzieckiej okupacji, 21 sierpnia  1968 roku. Ukończył stosunki  międzynarodowe na London School of Economics oraz filozofię w London Institute of Education.  Pracował jako analityk w Keston College (1977-86), gdzie kierował działem Europy Środkowej. Raport sporządzony przez wywiad PRL charakteryzował Tomskiego jako osobę „fanatycznie antykomunistyczną, bezpośrednio odpowiedzialną za aktywizację działalności inspiracyjnej ośrodka [Keston College] wobec mass mediów w sprawach polskich – po wprowadzeniu stanu wojennego w kraju”.[1] 

W późnych latach osiemdziesiątych dyrektor brytyjskiej filii Kirche in Not. Założyciel czeskiego emigranckiego wydawnictwa Rozmluvy (1981-90). W 1990 wraca  do Pragi, gdzie staje się prywatnym wydawcą, a w latach 1993-2005 dyrektorem generalnym prestiżowego wydawnictwa Academia. Pracuje równolegle jako profesor New York University w Pradze (2000-03) oraz komentator wielu opiniotwórczych mediów. Wielokrotny uczestnik konferencji Europa Karpat oraz  Polska Wielki Projekt.

Przemyskie korzenie

Lucie Szymanowska: Pańska Mama pochodziła z Przemyśla. Ile lat tam spędziła? Czy opowiadała kiedyś o tym okresie swojego życia?

Mama urodziła sią w Przemyślu w mieszczańskiej rodzinie Krzywonos w 1921 roku. Po maturze, ostatniego dnia sierpnia 1939 wyjechała do wojewódzkiego miasta, do Lwowa, aby znaleźć dla siebie stancję. Miała rozpocząć studia   medycyny. Pierwszego września jednak otrzymała od swojego ojca telegram – zaczekaj proszę, póki sytuacja się nie ustabilizuje. Sytuacja więc  ustabilizowała się, w postaci nowej granicy na Sanie, kiedy Stalin 17 września napadł na Polskę. Mamie już nigdy więcej nie udało się odwiedzić rodzinnego domu. Studium na uniwersytecie lwowskim wprawdzie rozpoczęła, ale w czerwcu 1941, zanim  Niemcy zaatakowały Rosję, przedostała się z pomocą wuja przez radziecką granicę do Rumunii, do Bukowiny.  Tam zamieszkała u krewnych, którzy zdecydowali się na przeprowadzkę do Austrii. W Rumunii też wylądował ze swoim samolotem jej o rok starszy brat, który się  właśnie zaciągnął jako świeżo upieczony pilot, aby walczyć. O dziwo, nawet bez samolotu udało mu się dotrzeć na Gibraltar. Później wstąpił w szeregi polskiego dywizjonu w Anglii. Mama mieszkała z rodziną wuja, który jeszcze zdążył sprzedać swoje mienie i wyprowadzić się do austriackiego Linzu, tam do końca wojny pracowała w szpitalu jako pielęgniarka. O swojej młodości w Przemyślu mama nie chciała opowiadać. Wspomnienia, nostalgia była by dla niej zbyt bolesna.

Czy później nie próbowała wrócić do Przemyśla?

Po wojnie usiłowała wrócić  do domu. W Pradze jednak zastał ją telegram od dziadka, o treści: zaczekaj u znajomych, póki sytuacja się nie uspokoi. Kolej w Polsce była opanowana wówczas przez wojsko  pod dowództwem marszałka Rokossowskiego, późniejszego „polskiego” ministra obrony. Czesi umożliwili Mamie kontynuację studiów, jednak w grudniu 1947 urodziłem się ja, przerywając jej dalszą naukę. Po komunistycznym puczu w lutym 1948 nowy czechosłowacki rząd obawiał się „zarazy” polskiego ruchu oporu.  Zamknięto granicę z Polską. Kiedy Mama wreszcie po 18 latach uzyskała pozwolenie i wybrała się do rodzimego miasta – jej ukochany ojciec już wtedy nie żył – zawrócili ją na granicy z powodu jakiejś epidemii, chyba chodziło a tyfus. Niedługo później, po radzieckiej inwazji na Czechosłowację w 1968 roku, rodzice wyprowadzili się do Niemiec.

Rodzice Mamy pochodzili z Medyki. Podobno u nich jeszcze w czasach zaboru rosyjskiego carskie władze odkryły podziemną drukarnię?

Mama była bardzo dumna z rodzinnej historii, a Babcia z Medyki opowiadała mi o mężczyznach z naszej rodziny, których uwięziono  po powstaniu. Wtedy, jako mały chłopak, nie bardzo to wszystko rozumiałem. Jak widać, Polska ma dłuższe  dzieje działania w podziemiu….

Emigracja z komunistycznej Czechosłowacji

Które wydarzenie z młodości, przed rokiem 1968 i udaniem się na emigrację, uważa Pan za formujące, decydujące o późniejszych poglądach i zachowaniach?

Trudno mówić o jakimś przełomowym wydarzeniu. Od moich dwu do  pięciu lat mieszkała z nami polska Babcia. Mówiłem w związku z tym po polsku wcześniej niż po czesku i do Mamy nie zwracałem się per „ty”, tylko w trzeciej osobie. Tego, na ile mnie  uformował mój „macierzysty”, choć przyswajany tylko w potocznej formie język, nie potrafię ocenić.

Moi rodzice byli zdecydowanymi antykomunistami, nie pozwolili nawet, abym wstąpił do pionierów.  Dwukrotnie wyrzucono mnie ze szkół za tzw. antypaństwowe odzywki. Pamiętam śmierć Stalina,  Mama wtedy stwierdziła: diabeł wreszcie umarł. Przypominam sobie też powstanie węgierskie 1956, kiedy zrozpaczeni rodzice za zamkniętymi drzwiami słuchali zagraniczne rozgłośnie.

Pan kiedyś opisał okoliczności, w jakich Mama po inwazji 1968 roku wysłała Pana na emigrację. Czy rzeczywiście argumentowała wtedy, że udział w ewentualnym ruchu oporu byłby bez sensu, ponieważ „Czesi to nie Polacy, nie będą walczyć?”.

Tak, Mama, czuła się w Czechach jak na wygnaniu, przeżywała to dosyć ciężko, nie chciała w domu mówić po czesku, a terror lat pięćdziesiątych  oraz totalną nacjonalizację gospodarki rozumiała jako konsekwencję czeskiego lokajstwa.   Była dumna ze swojego brata, który brał udział w walkach, oraz z Powstania Warszawskiego. Nie rozumiała tłumaczenia Czechów, według których powstanie było szaloną ofiarą, a dodatkowo daremną, skoro jeden i drugi naród obecnie znajduje się w tej samej sytuacji. Tyle że sowieci później nie zdecydowali się na zaatakowanie Polski, więc Polacy swoim bohaterskim oporem jednak jakąś wolność dla siebie wywalczyli.

Skoro Mama nie chciała w domu mówić po czesku, to w jakim języku rozmawiała z Ojcem?

Z Ojcem rozmawiała również po polsku, jej czeski był na początku bardzo kiepski. Pamiętam, jak Ojciec chodził po domie z polskim słownikiem i podziwiał  takie pseudo-homonimy między czeskim i polskim. Zwracać się – czyli po czesku wymiotować, truskawki (trus – odchody ptaka). Kiedy było trudno się porozumieć, to rodzice rozmawiali ze sobą po niemiecku.

Na  emigracji, po  1968 roku przedostał się Pan do Londynu. Czy udało się tam nawiązać jakieś bliższe relacje z Polakami?

W Londynie zacząłem po polsku rozmawiać bardzo szybko, przez jakiś czas mieszkałem w polskiej dzielnicy i kupowałem Dziennik Polski. Chodziłem na polskie prelekcje, filmy i do klubu Paryskiej Kultury. Pamiętam pierwszą polską książkę, którą przeczytałem „od dechy do dechy” – był to Inny świat Gustawa Herlinga Grudzińskiego. Językowo nawet się wtopiłem w londyńską Polonię, ponieważ od Mamy przejąłem przedwojenną polszczyznę. Tej współczesnej nie znałem. Mój język był rzeczywiście ściśle „macierzysty”,  bo z nikim innym dotychczas nie miałem okazji porozmawiać po polsku.

Życie w Londynie było naprawdę dziwne. Tak jakbym przeprowadził się do dawnej Polski mojej Matki, która mnie wygoniła, abym walczył z komunistami. Nie miałem tam prawie żadnych angielskich przyjaciół, ponieważ na studiach od razu zaprzyjaźniłem się z polskimi studentami, działała tam organizacja Polish Student Society. Moje, powojenne pokolenie było bardzo liczne. Miałem więc od początku wielu polskich znajomych i jednego przyjaciela z bardzo religijnej, pochodzącej ze Lwowa katolickiej rodziny. To oni w pewnym momencie polecili mi polskiego dentystę, również ze Lwowa. Prawo jazdy zrobiłem w polskiej szkole nauki jazdy i poród moich dzieci odbierał polski lekarz. Polacy byli po prostu wszędzie. Przydarzyły mi się dwie niezwykłe historie. Zanim  otrzymałem brytyjskie obywatelstwo, przyszli do nas do domu dwaj urzędnicy Home Office na rozmowę. Dwóch zwykłych Anglików. Znienacka jeden z nich pokazał na obrazek w ramce wiszący na ścianie i mówi po polsku do kolegi: „Popatrz, Matka Boska Częstochowska!” Problemy z obywatelstwem od razu się rozwiązały.

Dziesięć lat później, kiedy wydawałem czeskie zakazane książki, które  – jak inaczej – drukowano w polskiej drukarni w Brighton, wiozłem cały bagażnik emigracyjnych wydawnictw do Paryża, skąd miały zostać w specjalnie przystosowanej ciężarówce  przetransportowane do Czech. Na granicy pojawił się problem, dwóch francuskich celników nie miało pewności, czy nie będą one sprzedawane we Francji. Sterczałem tam jak kołek  i czekałem, kiedy dodzwonią się do Paryża. Ten jeden szwendał się naokoło samochodu i raptem na jednej z paczek zobaczył polską książkę. „Pan czyta po polsku?”. I było po kłopotach.  W północnej Francji też mieszkało dużo Polaków.

Dodałbym jeszcze, jak pewnego razu byłem na kolacji w Klubie Lotników w zachodnim Londynie. Siedziałem tam i cały w skowronkach  słuchałem  przedwojennych szlagierów, które czasami podśpiewywała moja Mama. Jeden utknął mi szczególnie w pamięci: „miasteczko Bełz, kochany twój Bełz, maleńka mieścina, gdzie twoja rodzina i dom twój był…”  Zawsze miałem gdzie iść, z kim serdecznie porozmawiać – było to naprawdę miłe.

Scruton, Keston College, Kultura paryska

Jakie były najważniejsze „stacje” pańskiego życia na emigracji, jakie spotkania, wydarzenia?

Tego też nie potrafię dokładnie wskazać. Poznałem konserwatywnego filozofa Rogera Scrutona, nobliwego polskiego jezuitę i teologa o. Jerzego Mirewicza. Znaczący wpływ wywarła na mnie angielska konserwatywna filozofia polityczna, profesorowie na London School of Economics, tacy jak Michael Okeshott i Leonard Shapiro. Z pewnością wpłynął na mnie również styl życia angielskiej klasy średniej. W owych czasach zimnej wojny udzielałem się w Keston College, zajmowałem się wydarzeniami i opozycją przede wszystkim w Polsce, przez jakiś czas regularnie pisałem dla paryskiej Kultury i miałem często wywiady w polskiej sekcji BBC. Teksty mojej Kroniki Czeskiej i Słowackiej w Kulturze na szczęście regularnie poprawiał mój przyjaciel Tadeusz Kadenacy.

Alexander Tomský podczas dnia otwartego Keston College, Oxford, 12 październik 1985. Fot. ze zbiorów The Keston Center for Religion, Politics, and Society, Baylor University, Waco, Texas

Alexander Tomský w Keston College. Data nie ustalona. Fot. ze zbiorów The Keston Center for Religion, Politics, and Society, Baylor University, Waco, Texas

O. Jerzy Mirewicz był między innymi wydawcą, wykładał również filozofię chrześcijańską. Pewnie mieliście wiele wspólnych tematów…

To prawda. Rozmawialiśmy przede wszystkim o tomizmie, aczkolwiek on nie był tomistą w klasycznym rozumieniu. Raczej był przedstawicielem takiej pastoralnej, polskiej teologii. Tę zachodnią uważał za nazbyt racjonalistyczną.

Tadeusz Kadenacy też przez pewien czas pracował w Keston College. Czy może dotknęliście w rozmowach tematu Międzymorza? Był przecież krewnym Józefa Piłsudskiego.

Rozmów konkretnie o Międzymorzu sobie raczej nie przypominam, ale rozmawialiśmy chyba o czymś w tym sensie. Oboje dobrze wiedzieliśmy, że Zachód jest potargany przez sekularyzację, przez utopizm lewicowej ideologii. Progresywizm wtedy  dopiero się wykluwał na ekstremistycznej flance lewicy, a jednak wydawało się, że Europa Środkowa i Wschodnia  wraz z Ukrainą i Białorusią powinna stanowić przeciwwagę dla Zachodu. W zasadzie ona dziś jest Zachodem.

Kogo z Polaków Pan jeszcze spotkał w Keston College?

Przypomina mi się Stefan Kisielewski, Adam Michnik, Leszek Kołakowski, polonista i bibliotekarz z KULu Andrzej Paluchowski, o. rektor Mieczysław Krąpiec… Był też ksiądz Blachnicki, o którym książkę napisała po moim odejściu koleżanka z instytutu Grażyna Sikorka. Były różne wizyty, rozmowy o sytuacji w Polsce. I te niekończące się „nocne Polaków rozmowy”. Od nas też wyszedł impuls odznaczenia przez rząd Margaret Thatcher Władysława Bartoszewskiego – za męstwo. Jednak reżim, z tego co pamiętam, nie wypuścił go wtedy  do Londynu. Pani premier odwiedziła nas dwa razy. Regularnie wysyłałem do niej różne lektury,  książki opozycjonistów. Pamiętam, że duże wrażenie wywarła na niej zakonnica Nijole Sadunaite, która rozpowszechniała Kroniki Kościoła Katolickiego na Litwie i która była torturowana w więzieniu.

Alexander Tomský (po lewej stronie u góry) podczas wizyty ks. Franciszka Blachnickiego w Keston College, prawdopodobnie w 1981 r. (Wg. informacji B. Wójcika ustalenie dokładnej daty wizyty ks. Blachnickiego w Keston College jest praktycznie niemożliwe, odwiedził on instytut przynajmniej dwukrotnie, przed 1981 r. i po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce, kiedy pozostał w Niemczech.)  Fot. ze zbiorów The Keston Center for Religion, Politics, and Society, Baylor University, Waco, Texas

Jak Pan wtedy pojmował wybór kard. Karola Wojtyły na papieża i później powstanie Solidarności?

Wybór papieża Polaka, to był cud. Do upadku komunizmu przyczyniło się trzech mężów – On, Ronald Reagan oraz Aleksandr Sołżenicyn. Jednak duchowy wpływ Papieża był najważniejszy.

A miejsce pracy w protestanckim instytucie zajmującym się głównie chrześcijańską opozycją w imperium sowieckim, to uzyskałem właśnie dzięki wyborowi Karola Wojtyły. Ponieważ nie mieli tam nikogo, kto zajmowałby się katolicką Polską.  Wbrew temu, że Polska odgrywała rolę najsilniejszej opozycji, przed wyborem Papieża nawet się nią nie zajmowali. Nie z uprzedzenia protestanckiego, ale dlatego że w Polsce nie było więźniów z powodu działalności w obronie religii tak jak w Rosji.

Pan się w Keston College zajmował nie tylko Polską, ale ogólnie Europą Środkową. Co to oznaczało na co dzień?

Wydawaliśmy w  Keston biuletyn informacyjny, o dysydentach.  Z drugiego obiegu wybieraliśmy  informacje, które nigdy nie przedostałyby się do wiadomości agencyjnych, i rozsyłaliśmy je faksem do gazet, dwa, trzy razy w tygodniu- w tym  do rozgłośni radiowych. Najczęściej korzystała z nich Wolna Europa.  Czasami były to rzeczy dosyć drastyczne, zwłaszcza z Rosji. Ale była też  sprawa pewnego księdza ze Słowacji, którego policjanci w Bratysławie przywiązali do kaloryfera  i utłukli na śmierć. Te informacje drukowaliśmy co tydzień na powielaczu w postaci newslettera. Nie wiem, czy go zarchiwizowano, może. 

Tłumaczyłem też różne homilie działających w podziemiu księży z Czechosłowacji, takich jak o. František Lízna i innych. Dużo pisałem też o  księdzu Stanisławie  Małkowskim, aczkolwiek jego kazania były czasami za ostre, przytaczałem z nich tylko fragmenty. Na przykład napisał, że SB to małpy, którym dano do rąk żyletki na patyku…Krytykował też hierarchię kościelną.

Jego matka przyjechała do mnie na początku listopada 1989 do Wrocławia, na Festiwal Solidarności Polsko-Czechosłowackiej, na który mnie zaprosił Tadeusz Mazowiecki. Po tylu latach życia na emigracji wśród Polaków i też z występów w brytyjskich mediach byłem wtedy całkiem rozpoznawalny. Polski konsulat w Londynie wtedy co  prawda odmówił mi wizy, ale miałem nadzieję, że wystarczy mi list premiera. I wystarczył, tylko musiałem długo czekać na lotnisku w Warszawie, zanim mnie wpuścili.

Niesygnowana notatka w biuletynie  Keston News Service  z grudnia 1984 nt. ks. Stanisława Małkowskiego. A. Tomský podczas niniejszego wywiadu  potwierdził swoje autorstwo. Fot. ze zbiorów The Keston Center for Religion, Politics, and Society, Baylor University, Waco, Texas

W jednym z wcześniejszych wywiadów Pan wspomniał sprawozdanie, jakie na temat Keston College i Pańskiej osoby sporządziła SB. Czy miał Pan okazję go przeczytać?

Nie miałem, ale ucieszyłem się, kiedy mnie Bogusław Wójcik z IPN poinformował, że polski wywiad „docenił” moją zaskakująco dobrą polszczyznę.  W tym czasie na co dzień rozmawiałem z moją polską asystentką, obcy akcent mi nie groził, gdyż wymowę miękkich spółgłosek i dźwięków nosowych wpojono mi w dzieciństwie. Teraz jednak, kiedy się postarzałem, już niedosłyszę i nie potrafię sprawdzić, czy wymawiam prawidłowo. Zapominam też polską frazeologię. Polskie książki jednak do dziś czytam najchętniej, bo słowa maja cudowny oddźwięk z lat dzieciństwa, kiedy były zupełnie nowe.

Z Rogerem Scrutonem poznał się Pan na początku lat 80. Jak to się wydarzyło?

Roger dobrze znał moją publicystykę i zaprosił mnie do siebie, to był 1981 rok. Poprosił, bym napisał artykuł o opozycji w Europie Środkowej do pierwszego numeru Salisbury Review. Później często pijaliśmy razem dobre wino, on był koneserem, i debatowaliśmy o upadku imperium sowieckiego. Pomagałem mu też z nawiązaniem kontaktów z opozycjonistami w Czechosłowacji. Wydałem trzy filozoficzne tomy z podziemnego uniwersytetu, chodziło o Heideggera, Nietschego i Voegelina, które przywiózł i opłacił ich wydanie. Był utalentowany językowo i nieźle się nauczył mówić po czesku, jednak polski wydawał mu się trudny, nie wiem czemu. Jego polityczny konserwatyzm wywarł na mnie decydujący wpływ. To on mi wyjaśnił istotę i założenia zachodniej cywilizacji. Z radością tłumaczyłem na czeski jego ostatnią książkę przepięknych esejów „Confessions of a Heretic”. Bardzo polecam.  W  czerwcu 2016, kiedy Scrutona odznaczono w warszawskim Sejmie, wygłaszałem tam laudację. Pierwsze kilka zdań powiedziałem wtedy po polsku,  wspomniałem o Mamie i o Przemyślu – na co zareagował pan Marek Kuchciński, podszedł do mnie później, i w ten sposób, w zasadzie dzięki Scrutonowi, poznałem się z nim. 

Dawni uczestnicy podziemnych wykładów w Pradze czy Brnie są dziś często zaskoczeni informacją, że Scruton brał udział w podobnych przedsięwzięciach na przykład właśnie w Przemyślu, że był w kontakcie również z węgierską opozycją. Czy Pan może wie, w których dokładnie miejscach w Europie Środkowej wykładał?

To zaskoczenie jest zrozumiałe. Czesi o kolejnych aktywnościach jego stowarzyszenia, czyli John Hus Foundation, nie mogli mieć pojęcia, nawet z powodu tej – kojarzonej skądinąd z Czechami – nazwy. Scruton ciążył ku katolicyzmowi, z lojalności wobec własnego kraju pozostał anglikaninem, a reformatora Jana Husa miał w nazwie tylko z powodów wizerunkowych, żeby pozyskać anglikańskich sponsorów. Poza Polską i Węgrami chyba innych aktywności nie było. Może jeszcze Temesvar w Siedmiogrodzie.

Wspomniał Pan o przerzucie  wydawnictw  z Londynu przez Paryż do Czechosłowacji. Istniał podobno na tej trasie też  polski szlak?

Książki do Czechosłowacji odpowiednio dostosowanym samochodem dostawczym  przerzucał z Paryża również żyjący tam na emigracji czeski jezuita Petr Kolář. Do Polski można było przesyłać czeskie książki pocztą, ponieważ nie były objęte cenzurą. Mieliśmy kilka wiejskich parafii blisko granicy i jednego księdza gdzieś pod Krakowem. Kilka lat temu spotkałem go, był pod wpływem modnego krakowskiego teologa, Adama Bonieckiego, który kiedyś odwiedził Keston College i chciał, żebyśmy mu wydali książkę: takie rozważania teologiczne, zupełnie niezrozumiałą. Między innymi prowadził w Polsce rozmowy z Adamem Michnikiem, który wcześniej napisał dziwny elaborat Kościół, Lewica i Dialog. Bliżej mi jednak do  o. Józefa Marii Bocheńskiego, który dialog potraktował jako jeden ze stu zabobonów, które opisał. („Szczególnie rozpowszechniony zdaje się być zabobon, zgodnie z którym religia byłaby dialogiem. To twierdzenie jest o tyle zadziwiające, że Bóg rozmawiał być może z Abrahamem i z prorokami, ale jako żywo nie rozmawia ze zwykłymi wierzącymi. Jeśli więc religia jest dialogiem, to chyba tego samego rodzaju, co rozmowa dziada z obrazem w piosence polskiej: ‘przemówił dziad do obrazu, a obraz do niego ani razu’ ”.)

Filozofia ojca Bocheńskiego  bazowała na  logice, a wiara  była w jego ujęciu logiczna. Wspomniał Pan o wyborze Jana Pawła II, o ikonie Czarnej Madonny w swoim domu. Czy cud mieści się w logice wiary?

Wierzący człowiek  uważa niezwykłą, niespodziewaną pomoc za cud, aczkolwiek może to być tylko przypadek. To problem, ponieważ takie osobiste doświadczenie jest prawie nieprzekazywalne, ludzie też lubią zmyślać, a uznając czyjąś historię za prawdziwą, nie musimy się jeszcze zgodzić co do tego, że chodzi o cud. Regularnie, mniej więcej raz na miesiąc, z amerykańskim finansowym wsparciem, wysyłałem studentów z walizką emigracyjnych książek do Pragi. Ci „przemytnicy” opowiedzieli mi dwie historie. W wakacje moja asystentka z Keston, studentka, wypożyczyła na podróż mały samochód. Na powielacz i książki  w bagażniku rzuciła sprzęt campingowy, menażkę, termos, koce, namiot, szmaty i inne rzeczy. Bagażnik był mały, wystarczyło tylko sięgnąć pod tę warstwę. Przed granicą czechosłowacką,  po niemieckiej stronie przejścia Rozvadov dostała cykora. Na górce zobaczyła katolicką kapliczkę świętej Elżbiety i będąc jako tako wierzącą anglikanką poszła się tam pomodlić, obiecując, że jeżeli przejedzie, wstąpi do Kościoła katolickiego. Na przejściu stali celnicy, ten najmłodszy, jakiś przystojniaczek w wąskich spodniach, podszedł, by obejrzeć samochód. Jean była podejrzana już przez to, że podróżowała samotnie. Żeby zająć uwagę celników, miała też jeszcze na podłodze między siedzeniami nawrzucane sterty gratów. Ten młody musiał się porządnie zgiąć, wtedy pękły mu spodnie na tyłku,  odsłoniły wymiętoszone gacie. Wywołało to salwę śmiechu u jego kolegów, facet uciekł do kanciapy,   celnicy zaś machnęli na Jean, niech sobie jedzie. Mógł to być przypadek, niemniej ta dziewczyna wstąpiła do katolickiego Kościoła a po ślubie przeszedł na katolicyzm również jej mąż.

Drugi przypadek: mój angielski kolega ze studiów długo się zastanawiał, czy pojedzie. Ostatecznie wymyśliłem dla niego prawie bezpieczny sposób pokonania granicy. Pociągiem w sylwestrową noc, kiedy straż graniczna z pewnością będzie  napita. Pociąg był prawie pusty. Dosiadł się do przedziału, w którym podróżowało starsze małżeństwo, Amerykanie, i zdenerwowany oczekiwał na kontrolę.  Przyszła pani w mundurze, wstawiła Amerykanom pieczątki do paszportu, walizek nie sprawdzała, a odwracając się, nieomal uderzyła go łokciem w twarz. Cud. Ona go bowiem nie widziała. Był niewidzialny. Czy naprawdę nie miał pieczątki w paszporcie? Nie odważyłem się go dopytać.

Najwybitniejszy żydowski filozof Majmonides w XII wieku napisał, że nadprzyrodzone cuda są rzadkie i dotyczą Pana i wiary. Bóg zazwyczaj posługuje się naturalnymi siłami, nie zmuszając człowieka, żeby wierzył. Kiedy Żydzi na ucieczce z Egiptu przeszli przez Morze Trzcin, podniósł się straszliwy wiatr i wody  zatopiły wojska faraona. My powinniśmy uświadamiać sobie raczej cuda stworzonego świata,  powstanie życia, cud myśli niezależnej od  materii, cud muzyki, miłości i przyjaźni. Codzienność jest cudowna, wbrew temu, że przywykliśmy do niej.

Alexander Tomský i Jean Thompson, asystentka naukowa w Keston College, 1982 r. Wg. relacji A. Tomskiego, Jean Thompson brała udział w przerzucie emigracyjnych wydawnictw do komunistycznej Czechosłowacji. Fot. ze zbiorów The Keston Center for Religion, Politics, and Society, Baylor University, Waco, Texas

W zakończeniu Pańskiej  książki Catholic Poland przytoczono słowa kard. Macharskiego, który okres stanu wojennego nazwał ponownym chrztem Polski. To było w 1982 roku. Jak scharakteryzowałby Pan okres, przez który Polska przechodzi obecnie?

Nie potrafimy scharakteryzować dzisiejszego czasu, jesteśmy „współcześnikami”. Wydarzeń w Polsce też obecnie nie śledzę.  Jednak wiadomo, że polski Kościół jest dziś pod presją sekularnego liberalizmu i nie potrafi się tym atakom przeciwstawić. Wystarczy kilka złych księży i skandali. Kościół głosi świętość, więc łatwo go atakować.

Katolicki naród powstał w zasadzie przez połączenie nacjonalizmu i chrześcijaństwa. Polacy jednak w XIX wieku zostali pozbawieni państwowości,  naród musiał się określić wobec pruskiego militaryzmu i rosyjskiego prawosławnego imperium. Państwowość zastąpił Kościół, tak jak przez wieki w Irlandii.

Kiedy słabnie narodowa tożsamość, wiara staje się sprawą czysto indywidualną. Kościół w ten sposób traci kolektywnego sojusznika i rozpoczyna się nowa misja, trzeba znacznie lepiej kształcić księży, walczyć o nawrócenia. Kościół rzymski był od edyktu mediolańskiego zależny od konwertytów, chrześcijaństwo nie było rodzime, pochodziło z obcej żydowskiej cywilizacji. Miał władzę na równi z cesarską, w związku z tym mnożyły się zastępy konwertytów, również dla kariery, a pogaństwo zostało wypędzone do podziemia. Jednak nigdy nie udało się go zniszczyć.  Polska przechodzi przez opóźniony kryzys wiary, katolicka Irlandia i Malta już dawno zostały pochłonięte przez lewicowy liberalizm. Jednak zachodnia lewica strasznie przegięła ze swoim progresywizmem, dodatkowo wzięła w obronę islam, powstała polityczna religia progresywizmu i wielu będzie upatrywać ratunek w chrześcijaństwie, tak jak w czasach komunizmu. W mediach anglosaskich coraz częściej pojawiają się konwertyci: katolicy i Żydzi. Dziennik The Telegraph ma ich w swoich szeregach nawet sześciu, najbardziej znany wśród nich to Charles Moore, z The New York Times  komentator David Brooks, znana w całym świecie Ayaan Hirsi Ali, bardzo wpływowy jest kanadyjski psycholog Jordan Peterson. Właśnie teraz czytam bestseller T. Hollanda Dominion The Making of the Western Mind, są to już setki nazwisk, proces został więc już uruchopmiony. Takie bestsellery ukazują się we wszystkich krajach.

Najmocniejszą bronią Kościoła był celibat, czyli zakony i ich intelektualny wpływ. To one zbudowały średniowieczną cywilizację. Jest to odwieczna walka duchowa.

Obumieranie europejskiej cywilizacji?

Czy solidarność, to wyłącznie polski fenomen, czy też można ją w pewnych okresach i zjawiskach zaobserwować wśród narodów Europy Środkowej, chociażby z powodu wspólnie wyznawanych wartości, wspólnoty losu, interesów?

Solidarność jako masowy ruch opozycyjny mogła powstać wyłącznie w Polsce, przede wszystkim dzięki wtedy jeszcze silnej katolickiej opozycji wobec okupacyjnej ateistycznej sowieckiej dyktatury. Naród i wiara od dawna były sojusznikami, wszyscy pamiętali o tradycji przedmurza chrześcijaństwa. Przecież wojna z bolszewizmem w 1920 roku i walka z hitleryzmem, to nic innego niż walka z pogańskim barbarzyństwem. A polska powojenna historia, najpierw desperacki opór narodu wymęczonego podczas wojny, później strajki 1956, 1970 i 1980 roku – to było gdzie indziej niemożliwe, za wyjątkiem powstania na Węgrzech. Ujarzmione narody wyzwolił dopiero upadek sowieckiego reżimu.

Czy jednak w przypadku Czech i Moraw nie można się w podobny sposób odwołać do kontinuum chrześcijańskiej  kultury, do „barokowego fenomenu” w czeskiej mentalności, na jaki wskazywał opozycjonista i pisarz Zdeněk Rotrekl czy wcześniej historyk kultury Zdeněk Kalista?

Barok oczywiście odgrywa w czeskiej historii zasadniczą rolę, o uratowanie języka czeskiego w XVII wieku zasłużyli się wyłącznie jezuici, odrodzenie narodowe jednak później opanowali zwolennicy oświecenia na czele z ojcem narodu, za jakiego jest uważany František Palacký. Stopniowo szerzy się sekularyzacja, nadchodzi, tak jak w Niemczech,  „Los von Rom Bewegung”, czyli  wzmacnia się czeskie nastawienie przeciwko Rzymowi.

A jednak największa antykomunistyczna manifestacja u nas miała miejsce w 1985 podczas pielgrzymki wiernych na Velehrad…

Twardo prześladowany i niszczony Kościół w Czechosłowacji przyciągał od lat pięćdziesiątych  wiele wnikliwych osobowości. Zastanawiające jest nawrócenie czy konwersja poetów – Vladimíra Holana, Ivana Diviša, Josefa Jedlički, Antonína Bartuška, Josefa Palivca, filozofa Rio Preisnera i wielu innych intelektualistów. Czeska katolicka poezja jest absolutnie wyjątkowa w swoim buncie, w rewolcie wobec pogan. „Nie kochacie nawet samych siebie, nie mówiąc o bliźnich”, napisał Holan w wierszu Do wrogów. Czeska kultura jest świecka, jej podłoże jednak zostało katolickie, co teraz widać po liczbie nawróconych – w poprzednim roku to były prawie dwa tysiące osób. Aktywna katolicka opozycja w latach 80, kiedy reżim upadał, była dziesięciokrotnie liczniejsza niż Charta 77. Masowa manifestacja na Velehradzie była jednak wyjątkowa z tego powodu, że tłumnie przybyli tam również Słowacy.

Notatka Alexandra Tomskiego nt. sytuacji czeskiego Kościoła, biuletyn  Keston News Service  z czerwca 1984. Fot. ze zbiorów The Keston Center for Religion, Politics, and Society, Baylor University, Waco, Texas

Jak Pan ocenia dzisiejsze relacje między Polakami i Czechami? Jak się na nich odbija poziom wzajemnej wiedzy?

Stan jest taki sam jak w mojej młodości, w latach 60. Praktycznie całkowita ignorancja i obojętność. Te kilka reportaży i komentarzy na temat Polski piszą dziś ludzie w większości negatywnie nastawieni wobec „zacofanego katolickiego kraju”. Informacje czerpią z Brukseli i z lewicowych zachodnich mediów, takich jak przykładowo Politico. Kiedy byłem wydawcą w praskiej Academii, (państwowe wydawnictwo naukowe), zaskoczyło mnie znikome zainteresowanie polską literaturą. Wydałem dziesięć tomów tłumaczeń, a wszystkie te książki przepadły. Jedynym pewnikiem jest do dziś Faraon. W Polsce było kiedyś niezwykłe zainteresowanie czeską literaturą, w Czechach jednak w ciągu ostatnich 30 lat nikt nie napisał niczego sensownego. Osobiste relacje między Czechami i Polakami są przyjacielskie, ostatnio nawet Polska stała się celem czeskich turystów. Na poziomie międzynarodowym odnosi się jednak wrażenie, jakby te dwa państwa nie miały wspólnych interesów. Przywołując słowa Mamy – Czesi są wobec Brukseli służalscy.

Pan kiedyś stwierdził, że konserwatyści „nie mogą w dzisiejszym społeczeństwie przeważyć, są ideologicznie słabsi, tylko bronią odziedziczone zasady i tradycję upadającej cywilizacji”. Czy taka diagnoza jest nieodwrotnie ważna również obecnie, kiedy zmienia się sytuacja w USA, ale może też we Francji i w Niemczech?

Uważam ten stan za niezmienny, aczkolwiek cudów nigdy nie można wykluczyć. Europejska cywilizacja traci swoje judeochrześcijańskie korzenie, obraz świata z Księgi Rodzaju, etyczny monoteizm Dekalogu jest w rozsypce, poddaje się wizji węża z raju: będziecie  jak Bogowie decydujący o tym, co jest dobre i co złe. Masowy przypływ muzułmanów znacząco nadwyrężył spójność społeczną. Aczkolwiek to prawda, że ideologia progresywizmu obecnie ma się nieciekawie. Wyrosła z wyobrażeń o egalitarnej sprawiedliwości, inkluzji etnicznych mniejszości, ale też tych dziwackich, seksualnych, a „cancel culture” przeszła od pierwotnego liberalizmu na pozycje ekstremalne – w związku z tym większości ludzi wydaje się, że jej zwolennicy postradali zdrowy rozsądek.  Przekształciła się w fanatyczną polityczną religię i jest całkiem możliwe, że teraz ponownie skurczy się do postaci wąskiej sekty. Nie można bez końca twierdzić, że istnieją więcej niż dwie płci. A jaką wartością miało by być różnorodne społeczeństwo, skoro nie umożliwia dogadania się ludzi nawet w  zasadniczych sprawach? Jak w takich okolicznościach rozmawiać o jakiejś demokracji? Dążenie do narzucenia ludziom bezsensownego obrazu świata już zaczyna być postrzegane jako opresja.

Jak przejęcie prze Donalda Trumpa urzędu prezydenta USA może zmienić geopolityczną sytuację Europy Środkowej, jak może wpłynąć na relacje w naszym regionie?

Za wcześnie jest na odpowiedź. Wiemy tylko, że Trump nienawidzi ideologii progresizmu i cały ten cyrk koło genderyzmu się skończy. Zachód powróci do przekonania, że istnieją tylko dwie płci… On jest również krytyczny wobec EU, uznaje ład państw narodowych i z pewnością EU jakoś osłabi. Już samo wstrzymanie dotacji do bezemisyjnej gospodarki i samochodów elektrycznych w Stanach całkowicie unieważni unijny „Green Deal” i unaoczni  jego absurdalność. Wobec Polski jest Trump bardzo pozytywnie nastawiony. Proszę sobie przypomnieć jego przemówienie w Warszawie. Wiele będzie zależało od jego polityki wobec Rosji. To wszystko stoi na razie pod  znakiem zapytania.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmowę Lucie Szymanowskiej Alexandrem Tomským przeprowadzono korespondencyjnie w dniach 14 stycznia – 4  lutego 2025.

Sir Roger Scruton w 2019 r. podczas wizyty w Polsce z okazji odznaczenia Orderem Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej oraz udziału w IV Szczycie Przewodniczących Parlamentów Państw Europy Środkowej i Wschodniej. Na zdjęciu również Alexander Tomsky, Jessica Douglas-Home (trzecia z lewej strony), Marek Matraszek (u góry z prawej strony) wraz z żoną, Agnieszka Kołakowska (po prawej stronie), baronessa Caroline Cox (po prawej stronie za R. Scrutonem), Zsolt Németh (z przodu po lewej stronie), prof. Antoni Kamiński (drugi od lewej). Archiwum A. Tomskiego.

Ostatnia książka Rogera Scrutona tłumaczona na język czeski przez A. Tomskiego

Okładka książki Alexandra Tomskiego  Catholic Poland, Keston College 1982. Fot. ze zbiorów The Keston Center for Religion, Politics, and Society, Baylor University, Waco, Texas

Pierwsza strona książki Alexandra Tomskiego  Catholic Poland, Keston College 1982. Fot. ze zbiorów The Keston Center for Religion, Politics, and Society, Baylor University, Waco, Texas

.

Fragmenty książki Alexandra Tomskiego Catholic Poland (tłumaczenie z angielskiego wydania)

Wstęp:

Domie złoty, pomagasz tym, co wpół-przegrani,
Kaplico Miecza, Wieżo ze Słoniowej Kości

Hilaire Belloc[2]

Ducha polskiego oporu podsumowuje opis narodowego sanktuarium w Częstochowie w wierszu Belloca. Powstał on po niezwykłym – niektórzy powiedzieliby, że cudownym  – zwycięstwie słabo uzbrojonego  wojska niepodległej Rzeczpospolitej nad liczebnie znacznie silniejszą armią najeźdźców ze Związku Radzieckiego w 1920 roku. Siły bolszewickie planowały, według słów Lenina, „maszerować po trupie Polski ku zwycięstwu światowej rewolucji”. Taki buntowniczy duch jest dziś w świecie raczej przedmiotem ubolewania niż pochwały tych, którzy nie czują ani nie rozumieją ludzkiej tęsknoty za wolnością. Dla politycznych realistów, zarówno lewicowych, jak i prawicowych, Polska ponownie stała się niebezpieczną zagadką: naród niechcący przyjąć zasadę, że lepiej być czerwonym niż martwym, chyba nawet zasługuje  na porażkę. W życiu jednostek i w historii narodów jednak paradoksalnie zdarzają się sytuacje, w których,  aby przetrwać, lepiej być martwym niż zmuszonym do kolaboracji ze złem. Takie zawsze było chrześcijańskie rozumienie życia, a Polska pozostała krajem chrześcijańskim.

Do czasu wyboru Jana Pawła II, papieża z Polski, którego siła wiary w połączeniu z ciepłą, słowiańską osobowością skupiła uwagę milionów, zostało napisane bardzo niewiele na temat jego ojczyzny, kraju paradoksów ukrytego na północno-wschodnim krańcu Europy. Klimat jest tam raczej chłodny, rozległe, jednostajne równiny przyciągają zimne wiatry nawet latem. Jednak ludzie są ciepli i gościnni, co kontrastuje z twardą bizantyjską biurokracją, która w kraju zapanowała. Pomimo bałtyckiego klimatu, Polacy mają niemal śródziemnomorską mentalność: są romantyczni, ekstrawaganccy, rozdarci i temperamentni.

Największym paradoksem jest w Polsce  Kościół katolicki. Do niedawnego spadku liczby swoich członków, Polska Partia Komunistyczna zdołała rozszerzyć własne szeregi do prawie trzech milionów. Państwowy ateizm i propaganda są wspierane przez potężny system odstraszania, mający zabronić awansu katolików w miejscach pracy i  wprowadzający wiele innych administracyjnych środków, które utrudniają  działalność Kościoła. Wszystko to jednak nie przeszkodziło 90 procentom ludności, by się otwarcie przyznawała do katolicyzmu. Pomimo wszystkich cierpień i prześladowań, kościoły nadal są wypełnione po brzegi i tłumy wiernych zbierają się tam nawet w ciągu tygodnia. Wielu obserwatorów, którzy na długo przed powstaniem Solidarności zauważyli, iż dla większości Polaków kolejne rządy to tylko marionetki kolaborujące z okupantem, interpretowało tę masowa frekwencję w kościołach po prostu jako sposób obywateli na zademonstrowanie własnego patriotyzmu i dezaprobaty wobec komunistycznych władców. Niewątpliwie jest w tym jakieś ziarno prawdy, ale setki uroczystości religijnych, które odbywają się w ciągu roku liturgicznego, pokazują, że to, co wydaje się zwykłym paradoksem, jest w rzeczywistości tajemnicą. (…)

Fragment dot. sytuacji Kościoła w Polsce w latach 70, w tym w Diecezji Przemyskiej:

(…) 3 marca 1971 r. spotkanie premiera z kardynałem Wyszyńskim było szeroko reklamowane przez gazety rządowe i paxowskie, które wychwalały dobre intencje obu stron. Kościół otrzymał pozwolenie na budowę kilku kościołów, nie rozważano jednak żadnych zasadniczych ustępstw. Rząd zamiast tego postanowił ominąć polską hierarchię, nawiązując kontakty z niektórymi łatwowiernymi watykańskimi dyplomatami. Budowanie takich stosunków wykorzystano  w oficjalnej propagandzie do podkreślenia życzliwości rządu wobec Kościoła; polska hierarchia jednak  szybko zmęczyła się słuchaniem ciągłej propagandy głoszącej „szacunek dla wspólnoty katolickiej”, podczas gdy w rzeczywistości obieg katolickich gazet nadal był ograniczany, cenzura pozostawała w dalszym ciągu bezwzględna, a seminarzyści wciąż byli wcielani do wojska.

Z ogólnego  poczucia frustracji wśród wiernych wyrosła nowa postawa wobec reżimu i jego licznych restrykcji wobec Kościoła. Ludzie zdali sobie sprawę, że na ile to tylko możliwe, powinni organizować swoje życie religijne bez pytania lub informowania władz (…) W Diecezji Przemyskiej wybudowano ponad sto kościołów bez państwowego zezwolenia, a mężczyźni na budowie udawali, że wznoszą budynki gospodarcze. Nieustannie dochodziło do starć z milicją: odgradzano całe tereny, odcinano dostawy prądu i wody. Księży z Diecezji Przemyskiej karano wysokimi grzywnami, jednak  ich energiczny biskup Ignacy Tokarczuk uparcie zachęcał ich do przeciwstawiania się władzom.  Sam często przyjeżdżał w nocy i konsekrował nowo wybudowane świątynie.

(…)  Od czasu licznych protestów intelektualistów przeciwko zmianom Konstytucji w latach 1975-76, system społeczno-polityczny w Polsce często był przez Kościół opisywany jako głęboko niemoralny i sprzeczny z katolicką nauką społeczną. Biskup Tokarczuk wygłosił w Środę Popielcową 1976 r. w katedrze przemyskiej kazanie, w którym podsumował sytuację w Polsce. Jej obywatele, jak powiedział, zmuszani są do życia w kłamstwie; obiecano im wybory, ale chodzi  tylko o  potwierdzanie z góry wybranych kandydatów; mówiono im, że są równi, ale niektórzy są równiejsi od innych; pomimo oficjalnych deklaracji o normalizacji stosunków Kościół-państwo, polscy katolicy nie mogą swobodnie budować kościołów ani swobodnie publikować, a na wiernych wywierane są naciski, aby porzucili swoją wiarę. Biskup Tokarczuk mówił również, że w Polsce istnieje gorszy od kapitalizmu kapitalizm państwowy:   pracownicy nie mogą strajkować, a pracodawca kontroluje związki zawodowe i sądy – po prostu wszystko.[3]

Choć nieliczni biskupi  przemawiali tak bez ogródek jak biskup Tokarczuk, stopniowo przekonywali się, że tylko konsekwentna oddolna presja może przynieść wymierne rezultaty. Za fasadą uprzejmych słów rządu i nalegania biskupów, by przy okazji obrony praw obywatelskich nie podkopywać systemu politycznego, konflikt ideologiczny się nasilał. (…)

Po strajkach w Radomiu, Płocku i Ursusie w czerwcu 1976 r., które zmusiły rząd do wycofania podwyżek cen żywności, Kościół stanął w obronie uwięzionych robotników i protestował, kiedy kolejni robotnicy byli w ramach retorsji zwalniani z pracy i bici. Przywódcy Kościoła argumentowali, że pokój, porządek i efektywność gospodarczą można przywrócić  tylko zdobywając zaufanie ludzi, a to można osiągnąć tylko poprzez poszanowanie praw człowieka. Tym razem jednak Kościół nie był osamotniony w próbach wywarcia presji na rząd. W obronie robotników powstał niewielki komitet intelektualistów. Od tego czasu, pomimo nękania przez policję, rozwinął się potężny ruch dysydencki. (…)

Zakończenie dotyczące okresu po wprowadzeniu stanu wojennego:

(…) Czy duch polskiego narodu może przetrwać taką napaść? Prosta odpowiedź na to pytanie byłaby przecząca, gdyby nie było tu – jak wiele razy wcześniej – Kościoła. Jak dotąd Kościół jest jedyną instytucją, która przetrwała tę katastrofę, gdyż jest zbyt głęboko wpleciony w tkankę codziennego życia. W sytuacji, kiedy ludzie muszą zgłaszać nawet przyjęcia urodzinowe, to właśnie w parafii mogą się spotykać i wymieniać informacjami. To tutaj mogą się nawzajem wspierać, organizować zbiórki  żywności i pieniędzy dla swoich aresztowanych bliskich lub wysyłać do nich listy. Kościół daje im moralne i duchowe wsparcie poprzez modlitwę i sakramenty. Jako instytucja narodowa wypowiada się również w ich imieniu wobec rządu. Trzy dni po zamachu stanu Episkopat zażądał zwolnienia wszystkich więźniów i wznowienia rozmów z „Solidarnością”. Kilka dni później arcybiskup Józef Glemp napisał list do generała [Jaruzelskiego], domagając się wstrzymania  kampanii zwolnień z pracy osób, które swoje sumienie stawiają ponad środki do życia. Później polski papież nazwał wymuszane pod groźbą wyrzucenia z pracy „lojalki” pogwałceniem sumienia gorszym od  zadania śmierci fizycznej, przywołując przy tym słowa Chrystusa: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało!”.

Nikt nie wie, co się stanie, jeśli w Polsce  dojdzie do  załamania gospodarczego. Kościół jednak pozostaje  źródłem nadziei. Jak niedawno ujął to Prymas: „Żadne kajdany, żadne przepisy, żadne represje, żadna przymusowa emigracja nie są w stanie unicestwić  ideałów narodu. One istnieją w jego duszy”. Wobec braku nadziei politycznej, duch musi przetrwać. Jak stwierdził abp. Macharski: „Przeżywamy po prostu kolejny etap dziejów: to nowy chrzest Polski”.

Tłum. LS


[1] Patrz: Bogusław Wójcik: Informacja dotycząca Keston College opracowana w Wydziale XI Departamentu I MSW, Przegląd Archiwalny IPN 2019, s 251-264.

B. Wójcik z perspektywy badacza tematu tak charakteryzuje działalność A. Tomskiego: „Tomský, którego matka pochodziła z Przemyśla, wyemigrował z Czechosłowacji w trakcie inwazji wojsk Układu Warszawskiego w sierpniu 1968 r. Z Keston College był związany w latach 1977–1986, kierując m.in. działem Europy Środkowej. Opublikował w tym okresie wiele artykułów, udzielał również wywiadów radiowych i telewizyjnych, stając się w sprawach polskich postacią opiniotwórczą.” Bogusław Wójcik: Keston College a wolność religijna za żelazną kurtyną, Biuletyn IPN nr 10 (167), październik 2019, s 117-127.

[2] Ballada dla Najświętszej Maryi Panny z Częstochowy (Ballade To Our Lady Of Częstochowa), tłum. Jerzy Peterkiewicz. In: Znad Wilii, dwutygodnik, Wilno, 16-30 kwietnia 1994.

[3] Religion in Communist Lands Vol. 8, No I, 1980, Bibliography p. 82.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przejdź do treści