archivio della libertà

Robert Choma

Robert Choma – samorządowiec, b. prezydent Przemyśla w latach 2002-2018, 62 lata, urodził się w Przemyślu, żonaty, dwoje dzieci i troje wnucząt. Cały czas mieszka w Przemyślu, miejscu rodzinnym, gdzie mieszkali jego rodzice i dziadkowie.

CZĘŚĆ I

Parafia, podwórko, dzieciństwo

Najciekawszym wydarzeniem z młodości i pierwszym, które mocno zapamiętałem, a które dzisiaj wydaje się być nieobecnym w życiu młodych i bardzo młodych ludzi, było wspólne spędzanie czasu na tak zwanej parafii na podwórku, które rozciągało się od ul. Słowackiego wzdłuż ul. Zaleskiego i nieistniejącej już mleczarni. Wokół było kilka jednorodzinnych domków, każdy inny, niektóre z poddaszem, budownictwo charakterystyczne dla przemyskiego przedmieścia położonego przy dawnym trakcie Dobromilskim, bo tak nazywała się wcześniej ulica Słowackiego, który przed wojną prowadził najbliższą drogą przez Dobromil, Sambor, Drohobycz, Truskawiec w Karpaty Wschodnie, do Czarnohory i do Rumunii. Wszystkie te podmiejskie domki otaczały ogrody ciągnące się aż pod Kopiec Tatarski. Po drugiej stronie ulicy Słowackiego były koszary wojskowe i cały kompleks budynków, jednostek, łącznie z dowództwem garnizonu przemyskiego, który miał tam swoją siedzibę także przed wojną. W ogóle dookoła była atmosfera życia w środowisku wojskowym, bo przecież rodziny wojskowe mieszkały w wielu sąsiednich niedawno wybudowanych blokach.

Miejscami zabaw w czasach naszego dzieciństwa było „boisko” między garażami, czyli kawałek ziemi do gry w państwa i miasta oraz wyścigi kapsli udających kolarzy z Wyścigu Pokoju. Był oczywiście trzepak do ćwiczeń oraz piwnice do zabawy w chowanego. Te zabawy były elementem beztroski dziecinnej w szarości PRL-u, w czymś co było swoistego rodzaju normalnością, czyli spędzanie z rówieśnikami czasu, kiedy rodzice wieszali nam na szyi klucz od domu, nakazywali wrócić o określonej godzinie i nie zrobić sobie nawzajem krzywdy, o którą było łatwo, gdy za plac zabaw robił trzepak. To są wspomnienia z dzieciństwa, do których często wracam, a które dzisiaj chyba są czymś niezrozumiałym dla współczesnych dzieci. Ale są to wspomnienia bardzo żywe, np. strzelanie z puszek z karbidem i oblewanie się wodą prosto ze studni w Wielkanoc.

Wychowywaliśmy się na lekturze Winnetou, dlatego budowaliśmy wigwamy na ogrodzie państwa Przewrockich, który rozciągał się w sąsiedztwie naszych domów. Organizowaliśmy pierwsze wypady do Lasku Grochowskiego i wędrówki na Kopiec Tatarski. W zimie oczywiście narty na wałach i jazda na sankach siedmioosobowych, które na górę wyciągał pies Owczarek jednego z kolegów. Wydaje mi się, że te sentymentalne wspomnienia zimowych przygód narciarskich na pobliskich wałach miały duży wpływ na podjęcie decyzji o budowaniu nowoczesnego stoku i wyciągu narciarskiego wiele lat później, gdy pełniłem funkcję prezydenta Przemyśla.

Chodziłem z bratem do tzw. wojskowego przedszkola, przy ulicy Słowackiego, do którego chodziły później moje dzieci, a teraz chodzą wnuki. To był parterowy, przedwojenny budynek z dachem dwuspadowym, niedaleko położony od naszej parafii i po tej samej stronie ulicy Słowackiego, więc czuliśmy się w nim bardzo bezpiecznie.

Szkołę podstawową rozpocząłem 1970 r. w słynnej Ćwiczeniówce, czyli Szkole Podstawowej nr 13 przy ulicy Basztowej. W ostatnich klasach moją wychowawczynią była moja świętej pamięci mama, a na ucznia i Zucha pasował mnie mój świętej pamięci ojciec.

Lata 1979-1982 to I Liceum Ogólnokształcące im. Juliusza Słowackiego, gdzie uczyłem się w klasie matematyczno-fizycznej. Tam poznałem swoją miłość i obecną żonę Joannę. Wyróżniała się nie tylko urodą, ale i ubiorem prosto z Londynu. Jej ciocia, a siostra mojej teściowej trafiła do Anglii w latach 60. ściągnięta tam przez ich stryja, ks. prałata Adama Wróbla, zresztą bardzo ciekawa postać, już nie żyje a jest pochowany w rodzinnym grobowcu na przemyskim cmentarzu. Za Sowietów otrzymał karę śmierci zamienioną na 10 lat w kopalni ołowiu na Kołymie, skąd wydostał się z Armią Andersa, pod Monte Cassino był kapelanem I pułku Ułanów Krechowieckich. Jego opowieści były fascynujące, z powiewem mocnej polskiej historii, ale i wolnego świata. Asia i rodzina bardzo Go szanowali, ja również.

Religię miałem w dworku Orzechowskiego koło katedry, a później w budynku gimnazjum pojezuickiego, gdzie mieściło się wówczas muzeum diecezjalne, a uczył nas ulubiony katecheta ks. prof. Szałankiewicz, z którym utrzymujemy serdeczne kontakty do dziś, a który w 1987 roku w katedrze udzielał nam ślubu. Grupa nasza to dziś już kilku nieżyjących niestety kolegów, ale jest i Dzidek Czarski wraz z braćmi, który mieszka do dziś na tak zwanej starej parafii powyżej rodzinnego mojego domu, jest Janek Geneja, Komendant Straży Miejskiej, bracia Długoszowie, Sawiccy, Sękowscy. Na tej samej parafii mieszkała rodzina Janusza Młynarskiego.

Ulubieni pisarze to oczywiście Sienkiewicz głównie Trylogia, a szczególnie Ogniem i mieczem, Szklarski i Przygody Tomka Wilmowskiego, Niziurski oraz oczywiście Karola May’a: Winnetou oraz Old Shatterhand. Później Aleksander Dumas i Trzej Muszkieterowie, Łysiak, Dygat, Żeromski. Mama jako polonistka odpytywała mnie z lektur, ale nie miałem z tym problemu, bo uwielbiałem czytać – nawet po zgaszeniu światła czytałem pod pierzyną z latarką. Później oczywiście książki z drugiego obiegu, w tym z wydawnictwa Libertas, Hłasko, Kultura Paryska. Wszystkie te pozycje i wiele innych ukształtowały moje dzieciństwo i młodość i rzutowały na wybory i decyzje przyszłości.

Do pamiętnych wydarzeń zaliczam studniówkę w stanie wojennym w auli szkolnej, trwającą do godziny dwudziestej oczywiście, a później kontynuację na tak zwanej domówce i przeczekanie godziny policyjnej. Ciekawym epizodem, który na zjazdach maturalnych często wspominamy, było, po ogłoszeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 r., wystąpienie z harcerstwa całej naszej drużyny, czyli klasy – z HSPSu, czyli Harcerskiej Służbie Polsce Socjalistycznej. Było to zdarzenie niesłychane w historii szkoły i wzbudziło zainteresowanie notabli z Warszawy, którzy przyjeżdżali przekonywać nas, że źle robimy. Oczywiście wytrwaliśmy. Niewątpliwie był to wpływ ruchu Solidarności, ale i solidarności z jedną z koleżanek z klasy, która była szykanowana. To właśnie z tej klasy są Przemysław Babiarz, bp Krzysztof Chudzio i wielu innych wspaniałych osób, z którymi utrzymujemy kontakty do dzisiaj. Z Przemkiem znamy się od przedszkola.

Muzyka to przede wszystkim rock-AC\DC, Black Sabbath, Oueen, Pink Floyd, Gennesis, Perfect, Budka Suflera, Mannam, TSA. Sprzęt miałem dobry jak na ówczesne czasy, kasetowy magnetofon JVS, szpulowy Dama Pik, gramofon, wzmacniacz Brandt, kolumny Altusy 80. Do dziś mam ok 50 płyt winylowych, niektóre prawdziwe okazy! Wolność zza żelaznej kurtyny.

Potem studia w Rzeszowie (1982-1988). Ukończyłem Wydział Prawa i Administracji filii UMCS, a także studia podyplomowe jedne, drugie: studia podyplomowe to Akademia liderów samorządowych na Uniwersytecie Warszawskim oraz MBA na Collegium Humanum, gdzie studiowałem by wyrównać poziom wiedzy o spółkach Skarbu państwa nie dla papieru, bo do zasiadania w radach nadzorczych egzamin zdałem jeszcze w 2001 roku.

Od czasu skończenia studiów uczestniczyłem w działalności publicznej. Najpierw pomagając, a później angażując się coraz mocniej w działalność samorządową, później rządową. Jestem zakochanym w Przemyślu lokalnym patriotą i – nie przeceniając swoich uczuć – polskim patriotą, a to jest ważne w kontekście pytania o państwa narodowe.

Najważniejsze wspomnienia

Wydarzenia, które mnie kształtowały to na pewno te, gdy byłem już w wieku nastolatka. Po pierwsze, to wybór papieża i wszystko co później ten wybór papieża determinowało, w tym powstanie Solidarności w 1980 roku, a potem stan wojenny ogłoszony 13 grudnia 1981 r.

Do stanu wojennego moimi głównymi lekturami były: bibuła, czyli prasa niezależna i wydawnictwa bezdebitowe rozprowadzane przez kolegów pracujących w zarządzie regionu przemyskiej Solidarności, który do 13 grudnia 1981 roku miał swą siedzibę na Kamiennym Moście, w domu czytany Tysol (śp. ociec mój był przewodniczącym KZ NSZZ „S” w ILO), który można wtedy było kupić w kioskach RUCHU, pierwsze przedruki o Katyniu, książki Orwella – 1984 i Folwark Zwierzęcy. Po ogłoszeniu stanu wojennego i powrocie cenzury dostęp do tych wydawnictw stał się niemożliwy, choć z czasem, dzięki podziemnemu kolportażowi zaczął docierać. Wówczas po przeczytaniu takiej książki czy podziemnej gazetki podawaliśmy je dalej w gronie osób już zupełnie zaufanych. Ale żadna z nich już nie wróciła do mnie.

Po powrocie ze studiów w 1988 roku podjąłem pracę w Wojewódzkim Domu Kultury w Przemyślu, nie chcąc odpracowywać stypendium w Urzędzie Wojewódzkim, przyjąłem propozycję „pracy w kulturze”. To wtedy wiosną 1989 roku poznałem przez Janka Jarosza Marka Kuchcińskiego, który zaproponował mi włączenie się w prace Komitetu Obywatelskiego i pomoc w wyborach. Przez Marka poznałem moich późniejszych pracodawców: mecenasa Andrzeja Matusiewicza, który od pierwszych wyborów samorządowych w 1990 roku pełnił przez wiele kadencji funkcję przewodniczącego Rady Miasta Przemyśla, a ja w 1990 r, rozpocząłem pracę w Biurze Rady i Jana Musiała, u którego w latach 1992-96 pełniłem funkcję dyrektora biura senatorskiego. Poznałem też Marka Kamińskiego, szefa regionu przemyskiej Solidarności, Jana Karusia szefa Solidarności rolniczej i innych.

Wspominam tamten czas roku 1989, jak wielką przygodę w drodze do wolności, drugą już po roku 1980-81, gdy powstała Solidarność. Ale teraz ta przygoda skoncentrowała się na jednym, konkretnym celu: wygrać wybory, do których komitety obywatelskie przygotowywały się w całym kraju. Zbieraliśmy podpisy pod kandydaturami do Sejmu i Senatu z Komitetu Obywatelskiego Solidarność. Zbieraliśmy w różnych miejscach, w niedzielę pod kościołami, gdzie ustawiały się długie kolejki ludzi popierających Solidarność. Długością swą przypominały one kolejki sprzed kilku laty ustawiające się wtedy jeszcze często w nocy z kartkami na cukier, wędliny czy po papier toaletowy, a czasem nawet i chleb w czasach tzw. Realnego socjalizmu. Ale ludzie stojący w tamtych kolejkach byli szarzy, zniechęceni, zamknięci i marzący o upadku komuny. A tutaj stali ludzie ze spojrzeniami pełnymi nadziei na zmianę i dobrowolnie, którzy mieli już dość cenzury, systemu kartkowego, nakazowego i życia według jednego obowiązującego dotąd schematu socjalistycznego.

Równolegle odbudowywane były struktury Solidarności. Później zostałem przewodniczącym Solidarności w Wojewódzkim Domu Kultury, gdzie m.in. zorganizowałem pierwszy koncert płytowy Jacka Kaczmarskiego – w Piwnicach WDK. 2 płyty przemycone przez mego brata w 1987, tj. Katyń i dwupłytowy album z koncertu w USA w okładce Aerobic z Jane Fondą (później Jacek Kaczmarski podpisał mi się na okładce – Robertowi Jacek jako Jane). Piwnice pękały w szwach, a dochód z biletów przeznaczony został na działalność związku w WDK. W WDK koncert dał też Przemysław Gintrowski, którego poznałem na koncercie w Lublinie w połowie lat 80. Jacek był sympatykiem ROAD, czego na swych koncertach nie ukrywał, a byłem na dwóch po Jego powrocie. Przemysław Gintrowski miał zdecydowanie bardziej prawicowe poglądy i kierował swoje sympatie ku Porozumieniu Centrum. Jego kasety np. Pamiątki też przegrywaliśmy na inne kasety, które mimo słabej jakości nagrania znajdywały słuchaczy. Płyta z koncertu niestety do mnie nie wróciła. Może ktoś sobie przypomni?

Te pierwsze demokratyczne wybory w czerwcu 1989 r., których rocznicę 35-lecia obchodziliśmy niedawno, 4 czerwca 2024 r, w Przemyskim Towarzystwie Kulturalnym, były niezwykle ważnym momentem w moim życiu. Podczas obchodów tej rocznicy mówiliśmy o tamtych wydarzeniach i słuchaliśmy wspomnień ludzi, które są bardzo aktualne także dzisiaj. Bo jakże aktualne były oceny wygłoszone przez Janka Karusia czy Marka Kamińskiego, kiedy porównywali nasze oczekiwania po wyborach 1989, z rzeczywistością bieżącego czasu, sytuacją nas – Polaków i Polski. Gorzkie, ale prawdziwe.

Przełomem zmieniającym moje dalsze życie i to wszystko, co się wydarzyło po kolei, było małżeństwo, żona – ten wybór przesądził o tym z kim chciałem dalej być i jaką chciałem mieć rodzinę. Bo to jest też tak, że wychowanie dzieci przeniosło się z nich dzisiaj na wychowanie wnucząt czyli coś, co dla nas było też normalne. Wspólne rodzinnie spędzane święta, wspólne wyjazdy, uczestniczenie w najważniejszych wydarzeniach, dla nas ważnych i dla nich też.

Bagaż doświadczeń, historia ludzi, książki i muzyka miały wpływ także na wychowanie naszych dzieci: Justyny i Jędrzeja, a teraz wnucząt. To bardzo budujące trwanie przy wierze i tradycji, silna rodzina, wspólny udział w uroczystościach państwowych i narodowych nie tylko w czasie, gdy byłem prezydentem, zdjęcia sprzed lat to obrazują, ale także święta i uroczystości rodzinne u nieżyjących już naszych rodziców i teściów.

Do fundamentów zaliczam oczywiście kościół, wspólnotę, która odgrywa bardzo ważną rolę w rodzinie, która bez tej instytucji i bez wiary byłaby niczym.

Prawdziwym szczęściem były spotkania ze wspaniałymi pasterzami: arcybiskupami Ignacym Tokarczukiem i Józefem Michalikiem. Pierwszy kształtował w nas postawy patriotyczne, antykomunistyczne – w każde Boże Ciało czekało się na jego kazanie wygłaszane przy Tablicy Grunwaldzkiej umieszczonej na murach prezbiterium katedry przemyskiej. Arcybiskup Michalik wskazywał wzorce moralne, podkreślał znaczenie korzeni, tradycji, kultury I rodziny jako najważniejsze wartości, sprzeciwiając się narzucaniu nam linii liberalno-lewicowej i krytykując jednocześnie partyjniactwo. Angażowanie się nas jako katolików świeckich w budowanie mocnej Polski w oparciu o zasady stawało się naszym obowiązkiem.

Później z kolei spotkania z Ojcem Świętym – nie przypuszczałem, że gdy w Liceum urwaliśmy się z lekcji z moim serdecznym przyjacielem ze szkoły, żeby uczestniczyć u mnie w domu w transmisji powtórek z wyboru Ojca Świętego Jana Pawła II, że w przyszłości będą mnie dotyczyły tak bardzo. Kilka audiencji z Ojcem świętym, jego przyjazd do Przemyśla, wszystkie decyzje które zapadały no i dziś Krzyż papieski który mi towarzyszy we wszystkich miejscach, w których byłem i w których pracowałem, w których był cały czas ze mną jako symbol i znak naszej wiary. Oczywiście jak każdy młody człowiek bardziej papieża przeżywałem widząc go niż czytałem czy słuchałem jego homilii.

Zainteresowania i pasje

Myślę tutaj o górach, przede wszystkim o Bieszczadach, moich ukochanych, w które jeździłem od dziecka razem ze swoim ojcem świętej pamięci, a później ze swoimi dziećmi. Teraz jeżdżę z dziećmi i wnukami.

Wyjazd w Bieszczady wnuki zaliczyły już po kilka razy, najwięcej Marcelinka: dwa razy Otryt, Bukowe Berdo też dwa razy, Połonina Wetlińska… Maksiu mając dwa i pół roku samodzielnie wszedł na Bukowe Berdo, a Michalinka co prawda na rękach, ale mając 10 miesięcy zaliczyła ze swoją mamą Połoninę Wetlińską.

Bieszczady to jest miejsce, w którym się resetuję i ilekroć przyjeżdżam w te same miejsca, to choć te same, zawsze wyzwalają nowe uczucia. Mam tam swoich przyjaciół, mamy miejsca do których jeździmy i łazimy po górach. Chodzimy, spotykamy się z tymi ludźmi i to jest dla mnie najlepszy odpoczynek.

Ponadto jazda rowerem w tych górach i ogólnie rower w lecie. Trasy ziemi przemyskiej są zróżnicowane, raz pod górę, raz w dół, szczególnie okolice samego Przemyśla, czy trasy rowerowe do Kalwarii Pacławskiej. Dlatego w ostatnich latach lubię jeździć rowerem wspomaganym elektrycznie. A narty w zimie plus muzyka, głównie ta, z czasów młodości, czyli głównie rock i muzyka lat osiemdziesiątych, to mnie pasjonuje najbardziej, często ją słucham w samochodzie i w domu. Moją pasją jest także rekreacja i sport, które łączę często razem z małżonką Joanną, towarzyszem pieszych wędrówek w górach i na rowerze. Na nartach jeździłem z córką i synem. Ale już wybrali swoje drogi i rzadziej w tym uczestniczą.

Syn w dalszym ciągu chodzi po górach, także po Tatrach, po Sudetach i Karkonoszach. Tę pasję udało mi się u nich zaszczepić do tego stopnia, że nauczyłem jeździć na nartach też czteroletnią wnuczkę Marcelinkę, chociaż jeździć to za dużo powiedziane, no ale zjeżdża na oślej łączce w Przemyślu. Nie zdążyliśmy być jeszcze na wyciągu, ale na oślej łączce udaje się jej zjeżdżać i to polubiła.

Okoliczności, które wpłynęły na moją drogę życiową na studiach i po studiach. Była to grupa przyjaciół, z którą często zaczynaliśmy razem w Komitetach Obywatelskich. Te wydarzenia, pierwsze wolne wybory w 1989 roku i to co z nich wynikało, kolejne wybory samorządowe w 1990 r. w maju, prezydenta Polski jesienią, a w 1991 r. parlamentarne i upadek rządu Jana Olszewskiego, to wspominamy i łączy to nas do dzisiaj. Te wydarzenia miały bardzo duży na mnie wpływ. Później drogi ludzi zaangażowanych w pierwsze wybory parlamentarne w 1989 roku i samorządowe w 1990 r, rozchodziły się w różnych kierunkach. Z Komitetu Obywatelskiego wyrosły partie polityczne, Porozumienie Centrum, ROAD potem przekształcony w Unię Demokratyczną, nasze drogi zaczęły się rozchodzić, chociaż w samorządzie nie wyglądało to tak dramatycznie, jak w polityce krajowej.

Wybór PC I też właśnie kierunek postrzegania polityki zawdzięczam poglądom I rozmowom z Markiem Kuchcińskim głównie oraz kolegami z którymi zaczynałem działać w osiemdziesiątym dziewiątym roku, takimi jak Jan Musiał, Andrzej Matusiewicz, Marek Kamiński, z którym poznał mnie Janek Jarosz, grupa ze Stowarzyszenia Pamięci Orląt Przemyskich: Staszek Żółkiewicz, Zygmunt Wajda, Włodek Pisz. Wszyscy dużo ode mnie starsi, dziś już nieżyjący, ale z którymi podejmowałem Dzieła upamiętnień takich, jak budowa pomnika Orląt Przemyskich. Przy tym pomniku pracowaliśmy społecznie. Ja dwukrotnie malowałem cokół pomnika specjalnym impregnatem do piaskowca i ze Staszkiem Żółkiewiczem montowaliśmy i zaspawywaliśmy orła wieńczącego pomnik. To dzięki Nim wybrałem drogę, na której jesteśmy do dzisiaj, poprzez udział w niemal wszystkich wyborach parlamentarnych i samorządowych zasiadając w komisjach wyborczych i poprzez udział w kampaniach. Osoby te po latach, gdy po raz pierwszy startowałem w wyborach bezpośrednich na prezydenta miasta Przemyśla były moim zapleczem, wsparciem merytorycznym i duchowym.

Pracując w biurze senatorskim u senatora jednocześnie wojewody Jana Musiała miałem zaszczyt poznać i słuchać na spotkaniach w pomieszczeniach przy ulicy Piłsudskiego 1 (Biuro poselsko-senatorskie na piętrze oraz siedziba Przemyskiego Towarzystwa Kulturalnego w b. EMPiKu) takie osobistości jak Lech Kaczyński, Jan Parys, prof Jadwiga Staniszkis, Adolf Juzwenko, Marszałek Senatu Alicja Grześkowiak i wielu innych. Spotkania organizował Klub Nowe Państwo, Myśli Centro-Prawicowej, który razem z Janem Jaroszem prowadziliśmy w latach 90.Tam tez zakładaliśmy Stowarzyszenie Obrony Własności Polskiej, które miało być wyrazem sprzeciwu przeciwko projektowi ustawy reprywatyzacyjne, godzącej w polski interes narodowy. Z Jankiem Jaroszem redagowaliśmy biuletyn, w którym były skróty i anonse tych i przyszłych wydarzeń. Przygodę z samorządem rozpocząłem od pracy w biurze Obsługi Rady Miejskiej, potem lata 1994-1997 to kolejno: radny, wiceprzewodniczący RM i i wiceprezydent Miasta.

Z rekomendacji bodaj NSZZ „Solidarność” trafiłem do Warszawy pod skrzydła Longina Komołowskiego jako wiceprezes Krajowego Urzędu Pracy – agendy Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. W ministerstwie poznałem m.in. Grażynę Gęsicką i Barbarę Mamińską, dwie wspaniałe kobiety, które zginęły z prezydentem Lechem Kaczyńskim w katastrofie pod Smoleńskiem 4 kwietnia 2010 r. Byliśmy blisko zakolegowani, braliśmy udział w pracach Komitetu Społecznego Rady Ministrów i udawało się nam wtedy wielokrotnie pomagać rożnym przedsięwzięciom i osobom z naszego województwa i miasta, zdobyłem wtedy doświadczenie i nawiązałem kontakty, które pomogły mi w latach kolejnych w pracy jiż jako prezydenta miasta Przemyśla. Był to czas służby Państwu i realizacja reform bardzo trudnych, za co później w wyborach AWS zapłacił cenę polityczną. Ale warto było uczestniczyć w reformach dla Polski. Wtedy cały trud wychowania dzieci spoczął na mojej żonie, ja byłem weekendowym ojcem, ale wywiązała się z tego obowiązku wzorowo, Justyna i Jędrzej są wspaniałymi dziećmi do dzisiaj.

Ciąg dalszy nastąpi

.

.


Sfinansowano ze środków Orlen Oil sp. z.o.o.

Lascia un commento

Il tuo indirizzo email non sarà pubblicato. I campi obbligatori sono contrassegnati *

Vai al contenuto