архів свободи

Tadej Eder

Wywiad z Tadejem Ederem, wieloletnim dyrektorem Narodowego Akademickiego Teatru Opery i Baletu im. Salomei Kruszelnickiej we Lwowie

Pytanie: -Panie Dyrektorze, proszę powiedzieć czym jest i czym powinien być teatr dla człowieka, dla każdego z nas?

Tadej Eder: -Zapytajmy szerzej – czym jest teatr dla każdego państwa? To jest jego lustro, jego poziom. Bo teatr jest wyrazem człowieka, jego myślenia i jego życia. I każde państwo musi mieć teatr, choć jego poziom może być różny. To jest problem samego państwa, prawda?

Są oczywiście różne formy teatru: teatr dla dzieci, teatr lalkowy, operetka, teatr dramatyczny i opera. To jest wielka różnica. Jeśli słuchaliście sto razy “Aidę” Giuseppe Verdiego, a przyjedzie i wystąpi w tej operze np. Luciano Pavarotti, to człowiek idzie na nią sto-pierwszy raz. I nie jest to takie ważne o czym tam się śpiewa, jakie jest tam libretto. Tak naprawdę nikogo to nie obchodzi, bo każdy zna to już niemal lepiej niż ten autor, który to napisał. W naszym Teatrze Wielkim we Lwowie był szopenowski wieczór pamięci, były grane jego utwory, które mają po sto lat i już od stu lat ludzie tych utworów słuchają. No bo każdy wykonawca interpretuje te utwory po swojemu, mimo że są to te same nuty.  

-Niewątpliwie, obcowanie z muzyką jest dla człowieka wielkim przeżyciem. No a Opera we Lwowie ma wielką renomę i należy do najlepszych w Ukrainie.

-Ta nie tylko w Ukrainie. Kiedy był utworzony Europarlament w Brukseli, to przy Europarlamencie powstało Stowarzyszenie Opera Europa. Tam wchodzą najlepsze operowe teatry europejskie, teraz już światowe, głównie z państw unijnych, w tym również z Europy Środkowej. Ukraina nie jest tam członkiem, a lwowska Opera jest. Nie Kijów, nie Odessa, nie inne (ukraińskie) miasta, a tylko Lwów. To coś na pewno mówi. I na pewno do takiej organizacji nie przyjmują za pieniądze, czy na podstawie zgłoszenia. Tam musi być pewien poziom. Z Polski należy tam tylko Opera Warszawska i Łódzka. Do tej organizacji należy 111 profesjonalnych oper z 44 państw europejskich (aktualnie Stowarzyszenie Opera Europa skupia ponad 240 teatrów operowych z 46 krajów – przyp. red.).  No i Ukraina jest tam reprezentowana tylko przez Lwów. O tym się mówi. Na pewno chodzi tu o wysoki poziom opery, zarówno samej budowli, jak i artystów, spektakli. Jest to wielka praca osób zatrudnionych w naszym Teatrze, tworzących kulturę europejską i światową.

Bo opera to jest kultura światowa. W każdym państwie spektakle operowe wybrzmiewają w języku tego narodu, w ramach którego została stworzona. Bo nie można na przykład opery Verdiego wykonywać w języku polskim.  Śpiewa się ją oczywiście po włosku, a tłumaczenie może być tylko wyświetlane w języku np. polskim, niemieckim czy jakimkolwiek innym.

-Ale przez to jest to sztuka uniwersalna.    

-Tak jest. Na przykład u nas “Straszny Dwór” gramy w języku polskim, bo polska opera nie może być przedstawiana w żadnym innym. Każdy język ma przecież swoją melodię, swój koloryt.  I to jakby jednoczy wszystkie narody świata.   

-Lwowska Opera zapewne bywa zapraszana na występy do Polski?

-O tak! Jesteśmy często zapraszani do Polski, bo głównym naszym partnerem były, są i długo, długo będą polskie teatry. Na przykład Opera Warszawska. Trzy razy występowaliśmy na scenie Opery Warszawskiej, a ona z kolei występowała na naszej scenie. Ta współpraca na pewno coś o tym mówi. Na naszej scenie byli polscy kompozytorzy, Szymanowski i inni. Przed Drugą Wojną nie było światowych śpiewaków, jacy nie śpiewaliby na scenie Teatru Wielkiego we Lwowie. Aktualnie mamy bogatą współpracę z Operą Wrocławską. I jest to dla nas ważne, że jesteśmy często zapraszani do Polski. No bo można na przykład jakiegoś wykonawcę zaprosić, on jeden raz zagra, zaśpiewa i już drugi raz nie zapraszają go w to samo miejsce. A bywa, że kogoś zapraszają jeszcze raz i jeszcze kolejne razy. To coś o czymś mówi, prawda? No i mamy tę wielką satysfakcję, że w tych wielu polskich miastach, że na tych scenach, gdzie występowaliśmy, to nas zawsze zapraszają, żeby wystąpić jeszcze i jeszcze. I to coś mówi o poziomie naszego teatru. A po drugie, nie wyobrażam sobie, żeby nie było polskiego widza prawie na każdym spektaklu w naszym lwowskim Teatrze Opery.

-Proszę powiedzieć, czy lwowska opera może liczyć na pomoc ukraińskiego państwa?  No i w jakim stanie jest budynek Teatru Opery, który być może wymaga jakichś środków?    

-Proszę pana, każde mieszkanie człowieka wymaga środków, wymaga roboty i pieniędzy. Bo jakiś remont, który był zrobiony w pańskim mieszkaniu, to musi być powtórzony po 5 czy 6 latach. Takie jest życie. Sprawa w tym, że o jakichś finansowych warunkach naszego teatru mówić jest dzisiaj ciężko. Dlaczego? Bo jeszcze nie jest przyjęty budżet państwowy. Mamy wielkie problemy, bo u nas odbywał się światowy konkurs operowych śpiewaków imienia Salomei Kruszelnickiej. Uczestniczyli w nim również polscy śpiewacy i nawet polska śpiewaczka uzyskała pierwszą nagrodę. W Jury konkursu zasiadał m.in. dyrektor włoskiej Opery “La Scala”, byli też jurorzy z Niemiec, z Włoch, z Ameryki. No i do dziś nie możemy się rozliczyć z tymi ludźmi. Dla mnie to jest bardzo przykre. Władze wprawdzie obiecują, że tym ludziom zostaną zwrócone należne pieniądze, ale widzi pan jak mogę się czuć w tej sytuacji. Bo jakie jest finansowanie kultury, taki jest też poziom państwa. Jeśli państwo nie finansuje kultury na takim poziomie, jaki powinien być, no to ciężko mówić o kulturze, ciężko funkcjonować teatrom, wykonawcom, solistom.  Tak więc, jest bardzo ciężko, ale mamy nadzieję. No bo człowiek żyje na tym świecie z nadzieją, że jutro będzie lepiej.   

-Panie dyrektorze, bardzo wielu mieszkańców województwa podkarpackiego, ale i z całej Polski, przyjeżdża do Lwowa. Zapewne też i po to, żeby być na spektaklu w Teatrze Opery we Lwowie. Niewątpliwie ciągnie tu Polaków również sam budynek, który jest wielkim dziedzictwem kultury polskiej. Być może przyciągają też i znaczące dokonania na tej scenie. Proszę przypomnieć największe sukcesy Teatru z okresu pańskiej dyrekcji?

-Po pierwsze, to lwowska opera stała się “narodową”. Po drugie, jesteśmy we współpracy ze Stowarzyszeniem Opera Europa. To jest bardzo wielkie osiągnięcie. No a reszta to jest to, że zna nas cały świat.

-Czy chciałby Pan wspomnieć jakieś przedstawienia, które zapadły w pamięć może najbardziej?

-W ostatnich 10 latach to było bardzo dużo takich. Wspomnę tu może o tym, że w całej historii Watykanu przed Janem Pawłem Drugim, papieże nie przekazali żadnemu teatrowi ani pół centa. Watykan pomagał dzieciom, osobom biednym, szpitalom, ale nie teatrom. Tymczasem Jan Paweł II wspomógł nasz lwowski teatr finansując przygotowanie opery “Mojżesz”, którą skomponował lwowski kompozytor Myrosław Skoryk. Papież był tutaj, błogosławił nas. Ja byłem u niego w Watykanie dwa razy. Z tym spektaklem byliśmy wiele razy w Polsce. Występowaliśmy w Warszawie i w wielu innych polskich miastach, a także i na całym świecie.  

-Reżyserował ten spektakl Zbigniew Chrzanowski.

-Tak jest, Zbigniew Chrzanowski. Polski reżyser, ale lwowiak. On urodził się we Lwowie i znam go jeszcze z lat swojej młodości.

A tak na koniec powiem, że miałem kiedyś wielką satysfakcję, bo zostałem uhonorowany polskim orderem oficerskim, mam też dyplom od polskiego ministra spraw zagranicznych wręczony mi na Zamku Królewskim w Warszawie. Powiedziałem wtedy takie słowa: “Ten Polak, jaki nie był we Lwowie i nie był w operze lwowskiej – to nie jest Polakiem”. I powtarzam to: nie ma Polaka w Polsce i nie ma lwowiaka, który nie miałby polskich korzeni. Bo ktoś mnie kiedyś zapytał: -Czy pan jest Polakiem? Ja mu odpowiedziałem: –Przepraszam, nie jestem Polakiem, ale jestem lwowiakiem. A to jest bardzo wielka nacja”. No bo tak jest. Tak się też składa, że mam rodzinę w Polsce. Taki los. Najważniejsze, żeby “być człowiekiem”! Prawda?

Od autora: ś.p. Tadej (Tadeusz) Eder przez prawie 20 lat kierował lwowskim teatrem operowym. W dniu 16-go grudnia 2023 roku zmarł przeżywszy 80 lat.

W 2010 roku, będąc autorem audycji „Kresowe Dziedzictwo” w Polskim Radio „Rzeszów”, spotkałem się z dyrektorem Ederem w jego gabinecie w Operze Lwowskiej i nagrałem tę wypowiedź, którą obecnie spisałem z dyktafonu i opracowałem dla „Archiwum Wolności” Przemyskiego Towarzystwa Kulturalnego.

W Przemyślu mieszka stryjeczny brat dyrektora Edera, o rok od niego młodszy, Janusz Eder- dawniej nauczyciel matematyki w przemyskich szkołach, a później właściciel jednego z większych warsztatów samochodowych w tym mieście. Aby dopełnić mój wywiad sprzed 14 lat, poprosiłem pana Janusza o wspomnienie relacji rodzinnych z jego słynnym bratem oraz przodków rodziny Ederów.

Jacek Borzęcki

Janusz Eder: –Nasz dziadek, Aleksander Eder, był Niemcem, ale dla polepszenia warunków bytu jeszcze w czasach Galicji przeprowadził się z Düsseldorfu do Przemyśla. Tu urodzili się trzej jego synowie. Jeden z nich, Józef, ożenił się z Ukrainką i w 43 roku urodził im się syn Tadeusz. Drugi syn, mój ojciec Jan, ożenił się z Austriaczką spod Wiednia, Zofią Behen, moją mamą, która urodziła mnie w 44 roku. Trzeci syn, Stanisław, ożenił się z Polką i zamieszkał w Bytomiu. Tuż po wojnie w 45 roku, Józef z żoną Ukrainką i synem Tadeuszem przeszli przez przemyski most kolejowy na stronę sowiecką aby zamieszkać we Lwowie. Mój ojciec, mimo zachęty ze strony brata, nie dał się namówić na to samo. Szybko okazało się jak ryzykowna dla brata była ta przeprowadzka. Sowieci uznali Józefa za „szpiona” i skazali go na 15 lat Sybiru. Jego żona zamieszkała we Lwowie i samotnie wychowywała syna, którego imię zmieniła z polskiego „Tadeusza” na ukraińskiego „Tadeja”.

Po powrocie z Sybiru mój brat po raz pierwszy w roku 64-tym odwiedził moją rodzinę w Przemyślu. Za komuny jego syn Tadej jeszcze kilkakrotnie przyjeżdżał do nas do Przemyśla. Później, gdy został dyrektorem Opery, to już raczej ja z żoną Grażyną oraz synem Witoldem i córką Agnieszką odwiedzaliśmy go we Lwowie. Oczywiście, korzystając z jego pozycji w Teatrze, oglądaliśmy wszystkie spektakle operowe.

Muszę powiedzieć, że mój stryjeczny brat, zanim został dyrektorem Opery, to był najpierw śpiewakiem. Miał cudowny i tak potężny głos, że jak podczas wizyty u nas w domu zaśpiewał, to aż kieliszki w kredensie zadrżały. Zniechęcono go jednak do kariery śpiewaczej ze względu na niski wzrost.

Tadeusz był trzykrotnie żonaty. Z pierwszą żoną  miał syna Pawła, który aktualnie jest sędzią we Lwowie, a ze związku z drugą żoną urodził się syn Lubomyr. Pamiętam, że gdzieś przed 11-tu laty poprosił mnie, żebym zabrał Lubomyra ze Lwowa do Przemyśla, tak aby uchronić go przed powołaniem do wojska. No i Lubomyr, inżynier z zawodu, mieszkał z nami, pracował w Przemyślu i otrzymał polskie obywatelstwo. Aktualnie mieszka i pracuje w Rzeszowie ale odwiedza nas na wszystkie święta.                

Od redakcji: Premiera opery “Mojżesz” odbyła się 23 czerwca 2001 roku na scenie lwowskiego Narodowego Teatru Opery i Baletu im. Salomei Kruszelnickiej. W tym spektaklu wzięło udział prawie 250 artystów. Inscenizację opery dedykowano Ojcu Świętemu podczas jego pielgrzymki na Ukrainę w dniach 23-27 czerwca tegoż 2001-go roku. Zamysł opery uzyskał błogosławieństwo papieża Jana Pawła II i wsparcie Stolicy Apostolskiej, która wsparła przygotowanie spektaklu sumą 75 tys. dolarów. Opera „Mojżesz” została stworzona z okazji setnej rocznicy istnienia tej lwowskiej sceny.

Przypomnijmy, że uroczyste otwarcie tego wspaniałego teatru odbyło się 4-go października 1900 roku w obecności m.in. Henryka Sienkiewicza, Ignacego Paderewskiego, Henryka Siemiradzkiego, prezydenta miasta Lwowa – Godzimira Małachowskiego, namiestnika Leona Pinińskiego i marszałka krajowego Stanisława Badeniego. Zwycięzcą konkursu na projekt Teatru Miejskiego został w 1896 roku architekt Zygmunt Gorgolewski, który przez następne trzy lata nadzorował budowę jako kierownik artystyczno-techniczny.

fot. Anna Gordijewska

Залишити відповідь

Ваша e-mail адреса не оприлюднюватиметься. Обов’язкові поля позначені *

Перейти до вмісту